środa, kwiecień 24, 2024
Follow Us
wtorek, 07 listopad 2017 16:06

Armenia: Na zboczach masywu Aragac

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Armenia: Na zboczach masywu Aragac Cezary Rudziński

Przy dobrej pogodzie i widoczności, z Erywania widać wznoszący się na południe od stolicy ośnieżony, odległy o kilkadziesiąt kilometrów szczyt biblijnej, a dla Ormian świętej góry Ararat (6137 m n.p.m.), utraconej przed wiekiem na rzecz Turcji.

Patrząc natomiast na północny zachód, z wielu miejsc można zobaczyć najwyższą górę, a ściślej masyw kraju w jego obecnych granicach, odległy o około 50 km Aragac (Ararat, Aragat), w prowincji Aragatsotn. Jest on pochodzenia wulkanicznego i posiada cztery, pokryte wiecznymi śniegami szczyty różnej wysokości, jak gdyby wyznaczające kierunki świata.

 

CZTERY SZCZYTY WYGASŁEGO WULKANU

Najwyższy, liczy 4095 m n.p.m., jest szczyt północny. Zachodni ma 4007, wschodni 3916, zaś najniższy, południowy, 3879 m n.p.m. Otaczają one dawny krater o rozmiarach 1,5 x 2 kilometry, głębokiego do 400 m wulkanu wygasłego przed wiekami. Są w tym masywie również mniejsze kratery oraz lodowce. Oczywiście szczyty te są celem wspinaczy i turystów, chociaż bardzo różnią się dostępnością i skalą trudności. Najłatwiej osiągalny i najpopularniejszy jest szczyt najniższy, południowy. Ale celami turystycznymi oraz miejscami wypoczynku są także zbocza tego masywu i położone na nich wioski oraz zabytki.

Dla mieszkańców stolicy są one atrakcyjne zwłaszcza w upalne, letnie dni, gdyż na wysokościach już powyżej 1,5 tys. metrów, nie mówiąc o tych przekraczających 2 i 3 tys. m n.p.m., zapewniają ochłodę. Są to równocześnie tereny niezwykle malownicze, pełne wąwozów, urwisk oraz roślinności. No i z przyciągającymi zwiedzających zabytkami. Z kilkoma starymi klasztorami i świątyniami, z najcenniejszym Saghmosawank z XII-XIII w stojącym nad zapierającym dech w piersiach kanionem rzeki Kasach, zwanym „klasztorem psalmów”, gdyż przepisywano w nim i gromadzono manuskrypty.

 

TWIERDZA AMBERD

Ale o nim napiszę wkrótce osobno. Ważnym, jednym z najcenniejszych w Armenii średniowiecznych zabytków świeckich jest twierdza, a ściślej jej ruiny, Amberd. Jadąc do niej i wspinając się coraz wyżej – stoi ona na wysokości około 2300 m n.p.m. – podziwiamy widoki oraz przyrodę. Na pełnych soczystej roślinności zboczach pasą się, dosyć rzadko spotykane konie oraz owce. Dawna forteca i miejsce w którym została zbudowana, u zbiegu rzek Arkaszen i Amberd, nad urwiskami, z dostępnością tylko z jednej strony, ma bardzo starą przeszłość.

Jej krótką historię, ale chyba najpełniejszą z tych, które udało mi się znaleźć, a przede wszystkim sprawdzoną przez armeńskich naukowców, znajduję na tablicy informacyjnej w kilku językach. Obok także mapkę okolic twierdzy z uwzględnieniem tutejszej roślinności oraz dużą planszę z kolorowymi zdjęciami rosnących w pobliżu kwiatów z ich łacińskimi nazwami i zaznaczonymi miesiącami we których one kwitną. Twierdza, jak wynika z powyższej informacji, zbudowana została w historycznej prowincji Airarat w obwodzie Aragacion Wielkiej Armenii, na południowym zboczu góry Aragac.

 

JUŻ W EPOCE KAMIENNEJ…

W innych źródłach przeczytałem, że z badań archeologicznych wiadomo, iż osada ludzka istniała tu już w epoce kamiennej. Pierwsze jej umocnienia wzniesiono zaś w epoce brązu. Później stała się rezydencją armeńskich rodów szlacheckich i władców. Zamek Amberd zbudowano w VII w n.e. dla rodu Kamsarakan. W połowie wieku X kupił go, wraz z okolicznymi terenami potężny ród Pahlavuni. Książę Vahram Vachutian Pahlavuni przebudował zaś w potężną fortecę. Stała się ona jednym z najważniejszych umocnień w Armenii po rządami Bagratuniów.

Pahlavuni wzmocnił zamek grubymi murami ze skał bazaltowych oraz wzniósł trzy kamienne bastiony. Zapewnił także stały dopływ wody kilkukilometrowym rurociągiem z gór. Ponadto, gdyby wrogom udało się go opanować, drugie, tajne źródło wody z przepływającej poniżej rzeki Arkaszen. W osobnym budynku, co było wówczas dosyć niezwykłe, zbudował także łaźnię. Z pokojami kąpielowymi podgrzewanymi na wzór rzymski pod podłogami. Poniżej twierdzy, nad niedostępnym urwiskiem wzniósł w roku 1026 – data ta zachowała się w nadprożu bramy, kościół Surb Astwacacin.

 

PONAD SZEŚĆ WIEKÓW W RUINIE

Wydawało się, że twierdza jest nie do zdobycia. Udało się to jednak w roku 1070 Turkom seldżuckim, którzy na blisko 130 lat przekształcili ją w bazę wojskową.

Odbiły ją dopiero w 1195 r. zjednoczone wojska armeńsko – gruzińskie pod dowództwem Zakare I Zakariana. Ród ten odbudował zamek i budynki na jego terenie, wzmocnił też mury obronne. Wkrótce jednak, bo w roku 1250, kupił go, wraz z okolicą, na swoja rezydencję, książę Waczeha Waczutian przekształcając w najmocniejszą twierdzę w tym regionie. Sam zamek miał powierzchnię 1,5-tys. m².

Trzypiętrowe wnętrza, na każdym z pięcioma pomieszczeniami w amfiladzie oraz na najwyższym prywatne pokoje władców. Z wież można było niszczyć ewentualnych najeźdźców nie tylko strzałami z luków, ale także ogniem i wrzątkiem. Niestety, w 1236 roku twierdza uległa siłom najazdu mongolskiego. Została spalona, zniszczona niemal do fundamentów. Odbudowana w końcu XIII w. przez ród Waczutianów, porzucona została w końcu XIV w. po najazdach wojsk Tamerlana, ulegając przez wieki powolnemu zniszczeniu. Prace wykopaliskowe i zabezpieczające ruiny pojęto tu dopiero w XX wieku.

 

ŚWIĄTYNIA Z XI WIEKU I INNE ZABYTKI

Nadal są one pozostałością największej twierdzy na terenie współczesnej Armenii. Z imponującym widokiem zarówno z oddali, jak i z bliska. A także możliwością zwiedzania oraz wchodzenia aż na samą górę, do stojącego na szczycie masztu z flagą kraju. Zachowały się nadal robiące wrażenie resztki twierdzy – cytadeli z X-XIII w, wspomniana łaźnia z X-XI w. i świątynia Surb Astwacacin (Katogike, czyli powszechna) w kształcie klasycznym dla sakralnej architektury armeńskiej. Jak również kaplica z X w. oraz tajne przejście wyłożone kamiennymi płytami do rzeki Arkaszen.

Pierwsze prace archeologiczne przeprowadziła tu w 1936 r. ekspedycja kierowana przez akademika I. Korbeli. Następne, w latach 1963-1972, zaś prace zabezpieczające ruiny w latach 2005-2007. Świątynia stojąca kilkadziesiąt metrów od twierdzy na skraju przepaści, jest czynna. Zachowana w dobrym stanie, ze zwracającymi uwagę chaczkarami – kamiennymi płytami z wykutymi na nich krzyżami i dekoracjami, a także ikoną Matki Bożej z Dzieciątkiem, w stylu bardziej katolickim niż wschodnim. Na zboczach Aragacu magnesami przyciągającymi turystów są nie tylko zabytki dawnej przeszłości.

 

TEATR FOLKLORYSTYCZNY W WIOSCE BYURAKAN

Ale również obiekty współczesne. W wiosce Byurakan znajduje się np. Obserwatorium Astronomiczne, a także teatr folklorystyczny „ Tonacutyc” („Tonatsutyts”), cel naszego przyjazdu, jest bowiem bardzo interesujący. Jego zespół nie prezentuje jakiejś „cepeliady”, lecz zbiera i wykonuje stare, autentyczne legendy, pieśni i tańce. A występuje także z udziałem tradycyjnych regionalnych instrumentów muzycznych. Uczestniczy też, z sukcesami, od 2011 r. w krajowych i międzynarodowych festiwalach folklorystycznych. Na uliczce wspinającej się z centrum wioski pod górę, wita nas kilka dziewcząt.

Ubrane są w piękne, barwne, ręcznie haftowane i bogato zdobione stroje ludowe. Jedne niosą kukiełki, również w tradycyjnych strojach weselnych, inne gliniane dzbany bądź wyplatane kosze z artykułami spożywczymi. Prowadzą do swojej siedziby, dużego wiejskiego piętrowego domu, w którym widoczna z ulicy ściana boczna pokryta jest sceną z bawiącymi się ludźmi oraz gospodarzami na balkonie czekającymi z owocami na gości. Dziewczęta wita starsza kobieta także w stroju regionalnym, chuście na głowie, a pod nią w czepku ozdobionym starymi monetami.

 

GOŚCINNY DOM

I w długiej sukni i również aż niemal do ziemi ozdobnym fartuchu. Zaprasza wszystkich, także zagranicznych gości, na rozległe podwórze, z rosnącymi na nim drzewami, na którym bez trudu może zmieścić się co najmniej kilkadziesiąt osób. Przy dźwiękach odpowiednich pieśni starsze kobiety demonstrują w zadaszonej części podwórza wykonywanie tradycyjnych prac. Najpierw, ze śpiewem, mielenia ziarna na mąkę w prymitywnych kamiennych żarnach. Później przygotowywanie z niej ciasta i pieczenie w piecu ormiańskiego chleba w postaci kilkudziesięciocentymetrowej średnicy cieniutkich placków.

Częstując gości gorącymi, z różnymi dodatkami. Po sąsiedzku oglądamy robienie sera, również z degustacją na miejscu. Wszystko nie pozorowane, lecz na serio. Poczęstunku jest tyle, że można się najeść. Na drugim planie z zadaszonej części młoda dziewczyna kołysze niemowlę w podwieszonym u powały beciku. A prezentowanym zajęciom wiejskich kobiet towarzyszą pieśni, tańce i muzyka. Chwilami nie wiadomo, na co patrzeć przede wszystkim, tak to wszystko jest ciekawe i barwne. Po części „kuchennej” odbywa się coś w rodzaju loterii fantowej. Każdy musi wrzucić do glinianej miski jakiś własny przedmiot.

 

SPEKTAKL, KTÓRY POZOSTAJE W PAMIĘCI

Po zebraniu ich od wszystkich, wracają one do właścicieli wraz z karteczką z wróżbą czy życzeniem. Następnie goście zapraszani są do wnętrza domu, gdzie w dużym pokoju na parterze, umeblowanym tradycyjnie, z kilimami, dywanami oraz innymi ozdobami, następuje druga część prezentacji tradycyjnych kobiecych prac na ormiańskiej wsi. Dziewczęta z towarzyszeniem muzyki, pieśni oraz recytacji wyrabiają z surowej wełny włóczkę, a z niej robią na drutach skarpety, szale i inne potrzebne w domu dzianiny.

Całość jest niezwykle malownicza i pomimo niezrozumiałego języka pieśni, świetnie rozumiana przez obserwujących ten spektakl. Aż szkoda, że kończy się i trzeba jechać dalej, po serdecznym pożegnaniu na progu domu przez cały zespół. To, że cały spektakl odbywa się nie na scenie, lecz w autentycznej scenerii podwórza – ogrodu, a następnie wnętrzu domu, ma oczywiście dodatkowy walor. I pozostanie, chyba na długo, jednym z milszych wspomnień z Armenii. Tym bardziej, że utrwalonych na zdjęciach.

Zdjęcia autora

Autor uczestniczył w wyjeździe studyjnym zorganizowanym dla członków Stowarzyszenia Dziennikarzy – Podróżników „Globtroter” i jego przyjaciół przez Biuro Turystyczne „Bezkresy” z Warszawy i „Seven Days Company” z Erywania.

a