piątek, marzec 29, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/2615.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/2615
sobota, 20 listopad 2010 14:08

Panama: Do Indian przez dżunglę Wyróżniony

Napisane przez Marzena Kądziela
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Większość ludzi kojarzy Panamę tylko z Kanałem, który łączy w najwęższym przesmyku Atlantyk z Pacyfikiem, ale mało kto wie, że w kraju tym, dzięki zahamowaniu budowy Trasy Panamerykańskiej, udało się zachować prawie pierwotną dżunglę, w której bogactwa egzotycznej flory i fauny odkryte są przez człowieka tylko częściowo.

Każdy, kto odwiedza Panamę, obowiązkowo zalicza strefę {jumi [*4]}Kanału - czystą, piękną i bardzo... amerykańską. Aby poznać prawdziwy kraj, warto wybrać się nieco dalej. Najpierw jednak trzeba przejechać przez nowoczesną miejską dżunglę stolicy zwanej "miastem banków". Panama City to miasto ogromnych kontrastów. Swoją siedzibę w nowoczesnych szklanych wieżowcach znalazło tu ponad 120 największych światowych banków. Są tu dzielnice dyplomatów i zamożnych mieszkańców z eleganckimi willami. Jest też starówka, która, niestety, obecnie wygląda na bardzo zaniedbaną. Najbardziej prestiżowe kiedyś miejsce stało się obecnie siedliskiem biedoty, przestępczości, pijaństwa i narkomanii. Pożary i trzęsienia ziemi wygoniły z kolonialnych kamienic bogatych, w miejsce których natychmiast pojawiła się biedota. Mało kto płaci tutaj czynsze, a dewastacja budynków postępuje w zatrważającym tempie. Obdrapane, brudne ściany, powybijane okna, śmierdzące korytarze, drzwi sklecone z byle czego to obraz pięknych kiedyś kamienic. Rząd planuje wybudować poza miastem osiedla tanich domków, do których chce przeprowadzić tutejszą ludność, jednak nie wiadomo, czy przyzwyczajeni do mieszkania w centrum, łatwo się na to zgodzą.

Elektryzujący spacer
Wędrowaliśmy po starówce w niedzielne popołudnie. Gdy tylko wysiedliśmy z autobusu, od razu pojawił się policjant na rowerze z gotowym do strzału karabinem. W pierwszej chwili przestraszyłam się, jednak funkcjonariusz bardzo uprzejmie ostrzegł nas, by nie oddalać się od grupy, ponieważ w niedzielne popołudnie większość mieszkańców dzielnicy jest pijana, a co za tym idzie - skora do awantur. Prosił też o szczególne zwrócenie uwagi na sprzęt fotograficzny, portfele i paszporty. Na początku nie przejęliśmy się tym zbytnio, jednak wchodząc coraz głębiej w gąszcz wąskich uliczek z wdzięcznością patrzyliśmy na młodego policjanta. Przed domami, wprost na chodnikach biesiadowali mężczyźni i kobiety, śmiali się, rozmawiali, kłócili. W wielu miejscach stali całkowicie odurzeni narkomani. Kilkadziesiąt metrów dalej, na prymitywnym boisku chłopcy rozgrywali mecz piłki nożnej. Na ławkach deptaku przycupnęły prostytutki bardzo śmiało zaczepiające naszych kolegów. Nie, ta dżungla zupełnie nie przypadła mi do gustu.Następnego ranka mieliśmy wyruszyć do Indian. Wcześniej trzeba było zapowiedzieć swoją wizytę, gdyż mieszkańcy deszczowych lasów nie należą do zbyt gościnnych.

{gallery}2615{/gallery}

Indianie i dżungla
Indianie stanowią zaledwie 8 proc. ludności Panamy. Żyją w plemionach, głównie na zachodzie i wschodzie kraju. Najbardziej znane grupy to Cuna, Chocó i Guaymi. Guaymi, którzy stanowią najliczniejszą grupę panamskich Indian, żyją w pobliżu granicy z Kostaryką. Cuna na wyspach San Blas leżących w niewielkiej odległości od lądu stałego, na przestrzeni blisko 350 km wzdłuż karaibskiego wybrzeża Panamy. Wyspy są własnością wszystkich Indian i bez ich zgody nikt obcy nie może na nich przebywać. Chocó zamieszkują głównie dżunglę w okolicach Darien, które stanowią Park Narodowy. Jedynymi szlakami komunikacyjnymi są tu rzeki i strumienie, gdyż właśnie tu przerwano budowę Trasy Panamerykańskiej. Prowadząca od Alaski aż po Ziemię Ognistą droga kończy się w odległości 280 km na południowy wschód od miasta Panama. Transkontynentalna szosa zmienia się w wyboistą, polną drogę wiodącą wzdłuż Rio Chucunaque. Chociaż do granicy kolumbijskiej jest zaledwie 60 km, można tam dotrzeć tylko pokonując niemal dziewiczą, wilgotną i gorąca dżunglę. Ekolodzy uważają, że rozcięcie deszczowego lasu drogą miałoby katastrofalne następstwa zarówno dla fauny i flory jak i dla życia miejscowych Indian, ponieważ po budowniczych przybyliby tu na pewno osadnicy karczujący tropikalny las pod swoje osiedla i pola. Nas zaproszono do wioski Indian Embera, których podobno żyje w Panamie i Kolumbii tylko dziewięćdziesięcioro. Dojechaliśmy wyboistą drogą do rzeki Chagres, po czym przesiedliśmy się na drewnianą łódkę wydrążoną z jednego pnia i udaliśmy się najpierw na podbój dżungli, potem Indian. Przewodnik - również pochodzenia indiańskiego, przestrzegał, że Embera rządzą się własnymi prawami, które i my, na czas pobytu w wiosce, musimy przestrzegać. Nie należy odmawiać poczęstunku, przy powitaniu dobrze jest powiedzieć coś w ich języku, no i mile widziane są wszelkie podarki.

Dziewicze miejsca
Łódka, którą sterował wymalowany na czerwono Indianin, cicho płynęła po rzece otoczonej dziewiczą dżunglą. Samych tylko drzew jest tutaj ponad 300 rodzajów - ponad sześciokrotnie więcej niż w całej Europie Środkowej. Naukowcy sądzą, że w tutejszym lesie występują jeszcze liczne nie odkryte gatunki roślin i zwierząt. Można tu spotkać jaguary, pumy, oceloty, tapiry, małpy, krokodyle, aligatory a także liczne gatunki ptaków, w szczególności tukany, papugi, kolibry i harpie. Te ostatnie, mierzące metr długości, mające szpony wielkości ludzkiej ręki, należą do największych latających ptaków. Żyją tu również płochliwe, aktywne nocą, zagrożone wyginięciem kapibary - największe (osiągające 1,3 m długości) gryzonie na świecie. W dżungli spotykamy przepiękne storczyki. Należące do epifitów (żyje ich tu ponad tysiąc gatunków) szukają drzewa - gospodarza, na którym zakwitają, nie czyniąc jednak drzewu szkody. Inaczej jest z pnączami, które rozpoczynając swój żywot od nasienia na gałęzi drzewa, porastają je i oplatają, doprowadzając często do obumarcia rośliny, na której rosną. Nasza łódź przybija do brzegu. Zostawiamy w niej plecaki i, brnąc w odnodze rzeki po pas, idziemy w niewiadomym celu. Bardzo trudno na śliskich kamieniach pokrywających dno utrzymać równowagę, trudno też wspinać się na zagradzające nam drogę skałki. W pewnym momencie, za ostrym zakrętem ukazuje się widok jak z raju: bardzo wysoka ściana zielonej dżungli, na dole której bucha białą pianą wodospad. Zamieramy na chwilę z wrażenia. Miłośnicy pływania wraz z Indianami podpływają pod wodospad, chłodzą rozgrzane ciała pod spadającą wodą, wspinają się na jego stopnie i skaczą w dół. Trzeba na to nie lada odwagi...


Raj dla miłośników topless
Wreszcie dopływamy do wioski Parara Puru. Wspinamy się prymitywnymi gliniastymi schodkami na stromy brzeg. Wita nas wódz, potem mężczyźni, na końcu kobiety przyodziane jedynie w spódnice i czerwone kwiaty hibiskusa na głowie. Serdecznie ściskamy ich ręce. Oglądamy domostwa, platformy na palach, które są spiżarniami i jednocześnie jadalniami, kuchnie (paleniska z kotłami), z których dochodzą smakowite zapachy. Stajemy wokół klepiska, na którym po chwili kruczowłose piękności rozpoczynają swoje tańce. Przy piątym z nich trochę już się nam nudzi (wszystkie są do siebie podobne), ale nie wolno przecież pokazać zniecierpliwienia. Potem Indianie zapraszają do obejrzenia i zakupienia swoich wyplatanych czy rzeźbionych wyrobów. Ich ceny nie zachęciły mnie jednak do zakupów. Wydaje mi się, że mieszkańcy dżungli mają zbyt wielu bogatych gości...Indianie żyją głównie z tego, co upolują i zbiorą w tropikalnym lesie. Uprawiają też ryż, fasolę, kukurydzę, maniok. Są też znakomitymi rybakami. Niektóre dzieci chodzą do szkoły. Przewodnik opowiada, że na ich drodze stają strumienie i rzeki, które dzieciaki muszą pokonywać wpław. Tak naprawdę jednak nikt nie kontroluje, czy Indianie poddawani są państwowej edukacji. Oni sami wszystkiego, co ich zdaniem jest najważniejsze, uczą się od rodziców i przyrody. Doskonale znają niebezpieczeństwa, jakie niosą rzeki, trzęsienia ziemi czy drapieżniki. Wiedzą też, jak pomóc sobie i innym na różne schorzenia. Uważają, że najlepsze "cywilizowane" apteki nie zastąpią bogactw, jakie kryje ich dżungla.Nasze spotkanie kończy się wspólnym obiadem. Jemy smażoną rybę i również smażone banany. Muszę przyznać, że był to jeden z najsmaczniejszych obiadów, jakie kiedykolwiek jadłam.

{jumi [*8]}

Więcej w tej kategorii: « Machu Picchu Jezioro Titicaca »

a