czwartek, kwiecień 25, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/2264.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/2264
wtorek, 12 październik 2010 17:49

Słoneczna wyspa Margarita Wyróżniony

Napisane przez Marzena Kądziela
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Kto raz był na Karaibach, będzie tęsknił za nimi do końca życia.

{jumi [*4]}Gorące słońce, orzeźwiająca morska bryza, przepiękne plaże, turkusowa woda i soczysto - zielone palmy tańczące w rytm porywającej muzyki to obraz, który przywołuje się w pamięci najchętniej w chłodne dni, gdy polska aura nie rozpieszcza nas zbytnio. Polacy najczęściej odwiedzają Republikę Dominikańską, której oferta, czasem całkiem przyzwoita cenowo, znajduje się w katalogach większości biur podróży. My zajrzymy do znacznie mniejszej, należącej do Wenezueli Margarity – wyspy słońca.

Margaritę odwiedziłam podczas podróży po Wenezueli. Ten etap podróży zapadł mi głęboko w pamięci nie tylko ze względu na cudowne krajobrazy i wakacyjne walory wyspy, ale także niezbyt przyjemne "wpisowe", jakie musiałam "zapłacić", aby dostać się do raju. Towarzyszami mej niedoli byli nie tylko turyści, ale i tubylcy zaprawieni w bojach żeglowania.

{gallery}2264{/gallery}

Po kilkugodzinnej podróży krętymi i wyboistymi wenezuelskimi drogami dotarliśmy do portu. Ostatni wyraz powinnam wziąć w cudzysłów, gdyż miejsce to z prawdziwym portem miało tyle wspólnego, że raz na kilka godzin podpływała tam stara łajba zabierająca podróżnych udających się na wyspę. Można było oczywiście kilkudziesięciokilometrowy odcinek przez morze pokonać samolotem, ale ze względu na koszty i "atrakcje" nasza grupa wybrała drogę wodną. Nędzny budynek nad brzegiem z przeraźliwie brudną i cuchnącą poczekalnią, toaleta z niedomykającymi się drzwiami, znad których widoczna była głowa korzystające z niej człowieka, lepka, ciepła coca-cola, psy wałęsające się w poszukiwaniu pożywienia i żebrające dzieciaki to najlepsza charakterystyka naszego miejsca wypadowego. O punktualności nikt tu nie myśli poważnie, więc jak dobry żart potraktowaliśmy tablicę informującą o godzinach odpływu łodzi. Gdy wreszcie zjawiła się na horyzoncie, poczułam, że podróży tej długo nie zapomnę. Dziarsko jednak wspięłam się po trapie i zajęłam miejsce pod pokładem, gdzie na pasażerów czekały prymitywne drewniane ławki bez oparć. Z głośnika w niebogłosy śpiewał karaibski pieśniarz przekrzykując wszystko, co tylko chciało dać z siebie jakiś głos. Zamiast 30-40, pod pokład weszło blisko 100 osób. Z przerażeniem patrzyłam, jak łódź coraz głębiej się zanurza. Ławki zajmowali czarnowłosi mężczyźni, kobiety, dzieci – wszyscy zaopatrzeni w duże torby. Była sobota, więc Wenezuelczycy wybierali się na wielkie zakupy. Margarita to strefa bezcłowa, tak więc o wiele taniej niż na stałym lądzie można tu kupić przeróżne produkty, a przede wszystkim uwielbiany przez większość rum. Gdy łódź ruszyła, pod pokład zaczęła napływać straszna woń spalin pochodzących ze starego silnika. Jedyne miejsca dla pasażerów znajdowały się pod pokładem, nie sposób więc było zaczerpnąć świeżego powietrza. Na szyby okienne bryzgała morska fala, a pojazd huśtał się niczym urządzenie do szkolenia kosmonautów. Głośnik ryczał przeraźliwie w rytm wesołej piosenki, chociaż żadnemu z nas nie było do śmiechu. Nie trzeba było długo czekać na skutki takiego komfortu. Jakieś dziecko wyrzuciło z siebie całodzienny pokarm, po chwili zawtórowała mu matka. Poczułam, że w ich ślady pójdę i ja. Dobrze, że miałam przygotowaną foliową torbę... Koleżanka próbująca mi pomóc szybko dołączyła do grupy cierpiących, która z minuty na minutę powiększała się. Wydawało mi się, że morska choroba wyrwie ze mnie wszystkie wnętrzności. Tylko przewodnik patrzył na nas z uśmiechem. – A mówiłem, żeby przed podróżą wypić jednego głębszego? Półtoragodzinny rejs wydawał się wiecznością.

Wyspa szybko odpłaca za trudy związane z dotarciem do niej. Piękne krajobrazy, czyste, białe plaże, świetna baza hotelowa błyskawicznie regenerują nadwątlone zdrowie.

Margarita, mierząca 67 km ze wschodu na zachód oraz 32 km z północy na południe (łącznie ok. 920 km kw.) jest największą wyspą Wenezueli. Leży na północ od 250-tysięcznego miasta Cumana, stolicy stanu Sucre, w odległości 40 km od lądu. W istocie składa się z dwóch, niegdyś odrębnych wysp, obecnie połączonych wąską, sierpowatą ławicą piasku nazywaną La Restinga.

Wschodnia część wyspy jest większa i bardziej żyzna. Mieszka na niej 95 proc. ludności całej Margarity liczącej 320 tys. mieszkańców. Tu znajdują się większe miasta połączone siecią dróg. Jałową część zachodnią, nazywaną Penisula de Macanao (półwysep Macanao) zamieszkuje 16 tys. ludzi żyjących w dwunastu wioskach, położonych głównie na wybrzeżu. Obie części są górzyste, a najwyższe szczyty dochodzą do 1000 m n.p.m. Połączenie niebieskiego i turkusowego morza, białych plaż i zielonych lub jasno – brązowych gór wywołuje niesamowite wrażenie. Przeciętna temperatura 25 – 28 st. C i sezon turystyczny, który trwa tutaj praktycznie cały rok, przyciągają na wyspę mnóstwo turystów nie tylko z Wenezueli, ale i całego świata.

Stolicą Margarity i całego stanu Nueva Esparta, w skład którego wchodzą także wyspy Cubagua i Choce, jest małe senne miasteczko La Asuncion, położone w żyznej dolinie w głębi wyspy. Nie ma tu wielu atrakcji turystycznych, jednak na tych, którzy przedkładają zwiedzanie nad kąpielami słonecznymi i morskimi czekają katedra z XVI w. (jeden z najstarszych w Wenezueli kościołów), Muzeum Nowego Kadyksu i zamek św. Róży. Muzeum poświęcone jest pierwszemu hiszpańskiemu miastu w Ameryce Południowej założonemu w 1500 r. na wyspie Cabagua, na południe od Margarity. Miasto uległo całkowitemu zniszczeniu w czasie trzęsienia ziemi w 1541 r. i ślad po nim zaginął. Wykopaliska, przeprowadzone 40 lat temu odsłoniły fundamenty budowli, pewne szczegóły architektoniczne oraz wiele przedmiotów pochodzących z tamtej epoki. W muzeum można oglądać fotografie wykopalisk oraz różnorodne znaleziska z wraków statków. Zamek św. Róży góruje nad miastem. Kiedyś spełniał on rolę twierdzy mającej chronić wyspę przed atakami piratów. Można w nim oglądać starą broń, a ze wzgórza napawać się przepiękną panoramą miasta i okolic.

Pierwszą osadą na wyspie było prawdopodobnie Pampatar, w którym obecnie zamieszkuje zaledwie 10 tys. osób. I tu można podziwiać starą fortecę i kościół. Plaża, zaczynająca się o kilometr na wschód od twierdzy, ma staroświecki urok, który nadają jej proste łodzie stojące na kotwicy w zatoce lub wyciągnięte na brzeg , oraz naprawiający sieci rybacy. Przylądek na dalekim, wschodnim krańcu zatoki wieńczy sylweta zniszczonej twierdzy, Fortin de la Caranta, z której roztacza się zapierający w piersiach dech widok.

Największym i najbardziej tętniącym życiem miastem Margarity jest Porlamar, często błędnie nazywane stolicą. Jest to nowoczesne, ruchliwe miasto, liczące 80 tys. mieszkańców, pełne centrów handlowych, hoteli i restauracji. Leżące w cieniu drzew centrum miasta nosi nazwę narodowego bohatera Bolivara. W Porlamar nie ma nic do zwiedzania, a turyści przybywają tu głównie ze względu na wolnocłowe sklepy oferujące odzież, sprzęt radiowo – telewizyjny, fotograficzny, perfumy, alkohole itp. Za znacznie niższą niż na stałym lądzie cenę. Atrakcją jest też niewątpliwie mały ale barwny targ, który odbywa się wczesnym rankiem na nadbrzeżu. Rybacy oferują tu świeże ryby w wielu rodzajach, w tym także kilka gatunków rekinów. Jak na miasto wyspiarskie przystało, przy głównych ulicach znajduje się mnóstwo barów i restauracji oferujących wszelkie bogactwa morza, które, popijane chłodnym białym winem, smakują wybornie. Na Margaricie można skosztować także typowo wenezuelskich potraw. Do najsmaczniejszych należą różnego rodzaju placki z mąki kukurydzianej. Arepa – to mały placek, który podaje się zazwyczaj z serem, mięsem, owocami morza, sałatkami. Capacha – wielki, okrągły placek ze świeżej kukurydzy podawany z serem i szynką. Hallaca to siekana wieprzowina, wołowina lub drób z warzywami i oliwkami w kukurydzianym cieście, zawinięta w liście bananowe i gotowana na parze; pabellon – danie główne, składające się z posiekanej wołowiny, ryżu, fasoli i smażonych bananów; mandongo – ostro przyprawione flaczki, gotowane w rosole z kukurydzą, ziemniakami i innymi warzywami.

Zwiedzając wyspę nie sposób ominąć Lagunę de la Restinga, która jest parkiem narodowym. Obejmuje on bajecznie błękitną lagunę oraz tereny porośnięte namorzynami. Doskonałe warunki mają tu ptaki, wśród których oglądać można pelikany, kormorany i szkarłatne ibisy. Niezapomnianym przeżyciem jest przejażdżka po kanałach przecinających namorzynowe gąszcza. Łodzie zatrzymują się na pięknej pełnej muszli plaży. Można tam zażyć wspaniałej kąpieli, pospacerować lub oglądać świat z tarasu restauracji popijając chłodne piwo.

Magnesem przyciągającym na Margaritę są białe plaże. Wybrzeże liczy sobie blisko 167 km. Na nim znajduje się około 50 pięknych plaż, z których każda ma swoją własną nazwę. Najmodniejsza i najbardziej znana to playa El Agua, z leżakami, sklepikami, restauracjami. Na każdej z plaż królują wędrowni handlarze oferujący muszle, koraliki, rzeźby i porcelanowe figurki, koszulki i wzorzyste chusty.

{jumi [*6]}

Więcej w tej kategorii: « Śladami Polaków w Peru Machu Picchu »

a