Wydrukuj tę stronę
środa, 22 grudzień 2010 12:00

Belize - koralowy kraj Wyróżniony

Napisane przez Marzena Kądziela
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Podobno w żadnym innym kraju Ameryki Środkowej nie spotyka się takiej mieszanki ras i kultur. To właśnie w Belize znalazło miejsce stałego pobytu wielu uchodźców z krajów wstrząsanych wojnami i przewrotami. Tu przybywali wyrzutkowie, wygnańcy i inne zagubione dusze, ludzie, którzy dawali sobie radę w trudnych warunkach tylko dzięki swej zaradności.

W {jumi [*4]}1934 roku, kiedy Belize było jeszcze Hondurasem Brytyjskim, angielski pisarz Aldus Huxley napisał: "gdyby świat miał końce, to miejsce byłoby jednym z nich. Do tego kraju znikąd nie jest po drodze". Do tej pory rzadko kto przyjeżdża specjalnie do Belize, kraj odwiedza się zazwyczaj przy okazji pobytu w sąsiedniej Gwatemali czy Meksyku.

W Belize, zajmującym powierzchnię około 23 tys. km kw. na południowo - wschodnim krańcu półwyspu Jukatan, mieszka ok. 190 tys. osób. Połowa z nich to Murzyni i Mulaci. Inni to Metysi, Indianie, czarnoskórzy Karibowie, Azjaci oraz najmniejsza grupa (zaledwie 2 proc.) - biali. Wewnętrzne rejony kraju zamieszkują potomkowie Majów, południowe wybrzeże zaś ciekawa grupa zwana "czarnymi Karibami".

{gallery}2956{/gallery}

"Czarni Karibowie" zwani także "Czarnymi Indianami" to potomkowie afrykańskich niewolników zbiegłych na początku XVII w. ze statku. Statek ów osiadł na mieliźnie, niewolnicy uciekli i znaleźli schronienie na antylskiej wyspie St. Vincent u Indian z plemienia Karibów. Z czasem dwie rasy zmieszały się. Gdy Francuzi i Anglicy walczyli o panowanie nad St. Vincent, "czarni Karibowie" stanęli po stronie Francuzów. Na ich nieszczęście wygrali Anglicy, którzy z zemsty wywieźli dawnych niewolników i Indian na położoną koło Hondurasu wyspę Roatan. Garifuna, bo taką przyjęli nazwę, rozprzestrzenili się na różne kraje Ameryki Środkowej. Ci, którzy zamieszkują Belize, zachowali swe dawne tradycje. Jako jedyni nadal używają dwóch języków - kobiety mówią innym językiem niż mężczyźni. Ten obyczaj pochodzi z czasów pierwszego spotkania afrykańskich niewolników z Indiankami z St. Vincent. Każdego roku, 19 listopada, czarni Karibowie obchodzą uroczyście rocznicę lądowania na wyspie.

Kiedyś przybywali tu, aby się osiedlić, także piraci, amerykańscy konfederaci, którzy opuścili Stany po wojnie secesyjnej, członkowie sekt religijnych, m.in. Anabaptyści, zwolennicy twórcy religii Menno Simonsa, którzy, wierni swym surowym obyczajom, mogą żyć spokojnie w kolonii Spanish-Lookout.

Dziś przyjeżdżający do Belize nie szukają schronienia na stałe, lecz miejsca, w którym można odpocząć i dobrze się pobawić. Niewielki kraj upodobali sobie szczególnie Amerykanie i Meksykanie, choć ostatnio nie brak także wszędobylskich Niemców. Przybywają, by ponurkować i zobaczyć dżunglę, w której zachowało się wiele zabytków kultury Majów.

Nawet jeśli nigdy się nie nurkowało, nie należy się tym przejmować. Na wybrzeżu funkcjonuje wiele szkółek, które przeprowadzają szybkie kursy nauki poruszania się pod wodą. Nie są to kursy tanie, np. za podstawowy kurs zakończony zdobyciem honorowanej na całym świecie karty PADI trzeba zapłacić 250-300 USD. Jednak to, co można zobaczyć w podwodnym świecie, warte jest ponoć każdych pieniędzy.

Belizyjska rafa koralowa o długości blisko 300 km jest drugą co do wielkości na świecie. Pomiędzy popularnym Cuy Caulker a najbardziej elegancką turystyczną miejscowości na wybrzeżu - San Pedro, rafa ma jedyną przerwę, tzw. Hol chan. Wszystko, co żyje w morzu po obu stronach musi przez ten przesmyk przepłynąć.

Nurkując w pobliżu rafy można natknąć się na rekiny, które nie są groźne dla ludzi. Uwielbiają się pluskać i bawić z pływakami. Niektórzy uczestnicy naszej wycieczki twierdzili po takiej wspólnej kąpieli, że to niezapomniane i niezwykle egzotyczne przeżycie. Zwierzęta można było dotykać, natomiast pod żadnym pozorem przewodnik nie pozwolił na to w stosunku do podwodnych roślin. - Czego dotkniecie, to zginie. Dotyk ludzki jest dla tych roślin zbyt silny - mówił.

W innym miejscu można było natrafić na delfiny, które wyraźnie swoim harcowaniem zapraszały nas do wspólnej zabawy. My płynęliśmy tam, gdzie znajduje się raj dla wędkarzy polujących na wielką rybę. Spotkaliśmy tam kilka łodzi z Amerykanami patrzącymi z nadzieją na swe wielkie wędki. Najciekawsze było to, że najczęściej po złapaniu zdobyczy, wrzucano ją z powrotem do wody, czego nie mogli zrozumieć nasi belizyjscy sternicy.

Nurków, oprócz podziwiania fascynującego podwodnego świata przyciąga do Belize także przygoda innego rodzaju. Pomiędzy wysepkami można natknąć się na wraki zatopionych w czasach kolonialnych statków. W niektórych z nich zapewne spoczywają jeszcze skrzynie pełne skarbów.

Wzdłuż wybrzeża rozsiane są setki niewielkich wysp koralowych, zwanych cays. Niewiele z nich jest zamieszkałych, dzięki czemu, trafiając na którąś, można poczuć się jak Robinson Cruzoe. Przebywanie z grupą przyjaciół, albo tylko z ukochaną osobą na małej żółtej plamce rzuconej na turkusową wodę to wielka gratka. Można kąpać się w stroju Adama i Ewy, opalać lub schronić się w cieniu zielonych palm. Gorzej, gdy skończy się zapas pitnej wody, lub nawali silnik łodzi...

Najbardziej znaną wyspą jest Ambergris Cay, na której znajduje się jedyne wyspiarskie miasteczko - San Pedro. Jego mieszkańcy, mimo iż czerpią niezłe dochody z turystyki, podobno wciąż wzdychają do czasów przedturystycznych, gdy po piaszczystych uliczkach chodzono boso...

Na niektórych wyspach wybudowano miniaturowe hotele składające się z kilku bungalowów na palach. Wodę pitną i żywność przywozi się z wybrzeża, ale turyści spragnieni odseparowania od świata chwalą sobie te oazy spokoju rzucone na głębokie morze.

Wyspa St. Georges Cay pełna jest kolonialnych rezydencji. To tu w 1784 r. flota hiszpańska złożona z 19 statków napadła na osiedle. W 14 lat później Anglicy odbili je z rąk Hiszpanów ustanawiając panowanie nad krajem, który niepodległość uzyskał dopiero w 1981 r.

W Belize, podobnie jak w Gwatemali czy Meksyku, zachowały się architektoniczne świadectwa kultury Majów. Pozostałości świątyń, piramid, steli i boisk do gry w piłkę znajdują się w San Jose, Lubaantum, Puslha, Nohochtunich, Xunantunich i Altun Ha. Osiedla te zostały opuszczone przez Majów z niewiadomych przyczyn. Uczeni spodziewają się wyjaśnienia przyczyn nagłego przeniesienia się ich do północnej części półwyspu Jukatan po 850 roku. Dotychczas przypuszczano, że powodem tego były klęski żywiołowe, wyjałowienie gruntów uprawnych lub powstania chłopskie przeciw panującej kaście kapłańskiej.

Obecnie Indianie ze szczepów Majów Mopan i Kekchi są chrześcijanami. Zachowali jednak obok języka również dawne obrzędy, łącząc wiarę w dawnych bogów z chrześcijaństwem.

{jumi [*6]}

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL