środa, kwiecień 24, 2024
Follow Us
niedziela, 16 styczeń 2011 12:46

Magiczne schody znane na całym świecie Wyróżniony

Napisane przez Fred Perry
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Magiczne schody w Santa Fe Magiczne schody w Santa Fe mat. prom.

Santa Fe to niewielkie amerykańskie miasteczko liczące niespełna 50 tys. mieszkańców -sławne dzięki niezwykłym schodom. Jak mówi legenda zrobił je sam Św. Józef Cieśla.

W 1852 roku siostry zakonne ze zgromadzenia pod wezwaniem {jumi [*4]}Matki Boskiej Światłości z Loreto, mające swój klasztor w stanie Kentucky, postanowiły poszukać sobie nowej siedziby, aby krzewić wiarę i nieść opiekę potrzebującym. Wybrały Santa Fe, zamieszkałe wówczas przez Meksykanów i Indian. Nieustanne walki, napady, choroby i bieda gwarantowały, że powołanie sióstr tu miało się spełniać. Pobudowały szkołę zakonną dla nowicjuszek, uczyły czytać i pisać meksykańskie i indiańskie dzieci, a po dwudziestu latach, gdy już się nieco ustabilizowały, postanowiły zbudować kaplicę. Najwyższym dostojnikiem kościelnym na tym terenie był biskup Lama, który zdecydował, że kaplica będzie wiernym odbiciem paryskiej Sainte - Chapelle. Architekt inż. Paul Mouly przygotował projekt: kaplica miała mieć 22,5 m długości, 7 m szerokości i 25,5 m wysokości. Obok wejścia miał być zlokalizowany chór, gdzie mniszki śpiewałyby nabożne pieśni.
Po pięciu latach, w 1878 roku, kaplicę ukończono. Podliczono rachunki - kosztowała 30 tys. dolarów. Ustalono termin wizyty biskupa dla poświęcenia świątyni. I tu zaczęty się przysłowiowe "schody", bowiem prawdziwych... nie było!!! Wystrój kaplicy - zwłaszcza witrażowe okna - był śliczny, podest dla chóru umiejętnie wkomponowany, tylko... czy to przez przeoczenie architekta, czy to w trakcie prac budowlanych - zapomniano połączyć kaplicę z chórem schodami. Chór zatem był, ale nie można się było nań dostać.
Wezwani cieśle zastanawiali się, co z tym fantem zrobić. Wszyscy ocenili, że dobudowanie schodów jest niemożliwe: zajęłyby zbyt dużo miejsca w kaplicy. Przystawiono więc drabinę. Siostry z matką przełożoną o imieniu Magdalena na czele, zdegustowane taką prowizorką, postanowiły szukać pomocy w modlitwach. W naturalnym odruchu kierowały je do Św. Józefa, który - jak wiemy - cieślą był z zawodu.
Nie minęło wiele dni, gdy do furty zapukał stary, siwy człowiek, który podróżował po okolicy na osiołku oferując drobne prace. Dowiedział się o zmartwieniu sióstr i zaproponował matce przełożonej, że mógłby zająć się budową schodów. Ta z wrodzonej uprzejmości, nie wierząc w realność jego deklaracji, wyraziła zgodę.
Minęło kilka miesięcy. Siostry obserwowały jak, dzień w dzień, bezimienny staruszek piłował deski, moczył je w baliach, pasował, stukał, pukał - i powoli wznosił spiralnie wijące się - od podłogi aż do podestu chóru - schody, używając tylko piły, kątownicy i młotka.
Gdy pewnego dnia matka Magdalena, widząc gotową już konstrukcję, chciała rozliczyć się z owym cieślą, nigdzie nie można było go znaleźć. Gdy zaczęto go szukać, okazało się, że nikt inny w okolicy, poza siostrami, nie widział go, nie wiadomo też było skąd brał drewno, bowiem żaden skład materiałów nie sprzedał w owym okresie drewna w takiej ilości.
A schody stały, i stoją do dziś, ciesząc oczy turystów swym niezwykłym wyglądem. Nieznany rzemieślnik zbudował je z 33 stopni, układając w dwa kompletne skręty, każdy po pełne 360o i, co najbardziej zadziwiające, bez centralnego wspornika utrzymującego je w pionie! Nie mają żadnych podpórek czy wzmocnień. Nie użył do ich połączenia ani jednego gwoździa, mocował je na drewnianych kołkach, łącząc płaszczyzny stopni w siedmiu miejscach do wewnątrz, na tzw. zrąb, i w dziewięciu miejscach na zewnątrz, a wszystkie fragmenty idealnie spasowane ze sobą. Co prawda, początkowo zakonnice dostawały się na chór na czworakach, bo schody nie miały zabezpieczającej balustrady. Zbudowano ją dopiero dwa lata później.
Architekci, projektanci i wykonawcy budowlani, którzy przyjeżdżają podziwiać tę niesamowitą konstrukcję, zgodnie uważają, że schody nie mają prawa stać - powinny załamać się tuż po wykonaniu, a minęło już 120 lat i, choć używane codziennie, wciąż stoją i wyglądają jak nowe!
Żeby lista niezwykłości związanych z tą zadziwiającą konstrukcją była pełna, trzeba dodać, że schody zostały wykonane z nieznanego drewna: jakiego i skąd je tajemniczy cieśla brał - pozostaje wciąż nie wyjaśnioną zagadką. Przy tym, idąc po schodach, czy to w dół, czy w górę - ma się wrażenie, że oba skręty - każdy po 3600 - przybliżają się do siebie.
Siostry zakonne, głęboko wierzące w skuteczność modlitw swych poprzedniczek, uważają, że owym zagadkowym budowniczym był Św. Józef Cieśla.
{jumi [*6]}

a