czwartek, kwiecień 18, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/8087.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/8087
środa, 27 czerwiec 2012 13:47

Birmańskie jezioro Inle przyciąga Wyróżniony

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Birmańskie jezioro Inle przyciąga fot. Cezary Rudziński

Legenda głosi, że gdy w ten region południowo–wschodniej Azji, w dolinę rzeki Irawadi i nad górskie jezioro Inle dotarł w trakcie swojej wędrówki lud Intha, ziemie były już zajęte przez wcześniejszych przybyszów. Swoje siedziby przybysze postawili więc na wodzie jeziora.

Tereny współczesnej Birmy – Myanmaru zasiedlane były stopniowo. W II tysiącleciu p.n.e. w swojej wędrówce na południe przybyły tu z Tybetu i Azji Środkowej szczepy birmańskie - przodkowie Arakanów, Birmańczyków i Czinów.
Po nich pojawili się Szanowie, Karenowie, Monowie, Kajowie, Kaczinowie, i wiele innych – także imigranci z Indii i Chin. W ciągu wieków zwalczali się, jednoczyli i dzielili, tworząc ostatecznie konglomerat narodów i narodowości: Birmę - Myanmar. Wśród ponad 50 milionów obecnych mieszkańców kraju są przedstawiciele 8 narodów i 138 narodowości.
Jezioro Inle położone niemal w centrum kraju na wysokości 889 metrów n.p.m. Otoczone jest górami sięgającymi 1300 – 1400 m n.p.m. Dostać się tu można drogami, a nawet koleją. Najwygodniej i oczywiście najszybciej jest samolotem. Po wylądowaniu, jadąc nad jezioro, zatrzymujemy się w miasteczku Shwe Nyaung koło sporego bazaru, na który okoliczni mieszkańcy przywożą swoje towary. Sprzedaje się tu przede wszystkim ryby świeże i suszone, drób, warzywa i owoce oraz ryż i artykuły mączne. Niemal wszystko położone jest na koszach i matach rozłożonych na ziemi. Ryby oprawiane są na miejscu, kręcące się psy wyjadają co smakowitsze odpadki. W części przemysłowej oferowane jest to, czego potrzebują mieszkańcy: tandetna odzież i obuwie, tkaniny, artykuły gospodarstwa domowego, mydła, proszki, proste narzędzia rolnicze.
W tłumie kupujących wyróżniają się kobiety w oryginalnych narodowych strojach noszonych tu na co dzień. Zauważam również buddyjskie mniszki w różowych szatach i pomarańczowych szalach złożonych na końcu w kwadraty nakrywające ogolone głowy. Podchodzą do wyglądających zamożniej straganów, wyciągają naczynia, które mają w ręku i czekają na jałmużnę. Otrzymują głównie coś do zjedzenia, a od handlujących artykułami przemysłowymi - drobne banknoty.

{gallery}8087{/gallery}
W drodze nad jezioro zatrzymujemy się jeszcze, aby obejrzeć klasztor Shwe Yan Pyay oraz sąsiadującą z nim pagodę i stupę. Klasztor jest drewniany, postawiony na dziesiątkach pali wbitych w grunt, z kilkoma ładnie zdobionymi w drewnie nadbudówkami o spadzistych dachach. W dużej sali modlitw widzę ołtarz z posągiem pomalowanego na złoto Buddy siedzącego na wysokim, zdobionym postumencie i pod niewielkim baldachimem. Zaglądam do pomieszczeń mnichów. W jednym z nich grupka młodych mnichów siedzi lub leży na podłodze i... ogląda telewizję.
Obok drewnianego klasztoru jest murowana pagoda z górującą nad nią stupą, również pomalowaną złotą farbą. Jej wnętrze różni się znacznie od tych, które dotychczas widziałem w Birmie. W ścianach korytarzy i sal są dziesiątki niewielkich nisz, a w każdej z nich posążek Buddy. Stropy są zdobione. W jednej z dużych nisz przypominającej ołtarz, centralne miejsce zajmuje figura stojącej postaci owiniętej szatą z tkaniny.
Ruszamy dalej, aby w miasteczku Nyaung Shwe przesiąść się z autokaru do długich, płaskodennych łodzi motorowych. Każdy tutejszy hotel, podobnie jak domy i inne obiekty, ma taki własny środek transportu. Inaczej nie byłoby jak się poruszać po wodzie.
Na otoczonym górami jeziorze sporo jest łodzi rybackich z ogromnymi więcierzami do łowienia ryb oraz wyplatanymi koszami na połów. Bez silników, napędzanych wiosłem, które oplata nogę rybaka. To nim on wiosłuje, aby mieć wolne ręce do zarzucania oraz wyciągania sieci i więcierzy. Jest to podobno jedyne na świecie miejsce, gdzie łowi się w ten sposób.

Rybactwo jest tylko jednym ze źródeł dochodów mieszkańców domów na palach. Drugie ważne źródło stanowią uprawy warzyw na pływających, sztucznie zbudowanych polach. Przypominają one duże grządki w ogrodach działkowych, tylko każda z nich otoczona jest wodą. Uformowane zostały z gałęzi, roślin i wodorostów wyrwanych z dna jeziora.
Jezioro znane jest również z rzemiosła, a nawet pracujących na nim niewielkich fabryczek. Odwiedziłem kilka z nich. Była to podróż w czasie - w wiek XVIII, a może nawet wcześniejsze. Przy pomocy takich, jakie wówczas stosowano w świecie urządzeń i narzędzi, przędzie się tu i tka nadal. Szyje słynne jedwabne oraz lotosowe koszule, wyrabia szale i inne artykuły. W jednym miejscu staruszka na drewnianych kołowrotkach z siłą napędową w postaci koła starego roweru, snuje nitki. W innym przędzarz kręci prawą ręką ogromnym drewnianym kołem, lewą regulując nawijanie się przędzy na szpule. W kolejnych tkaczki wyrabiają na ręcznych krosnach tkaniny, szwaczki szyją szale, chusty i bluzki.
Surowcem jest bawełna, jedwab oraz włókna z łodyg lotosu. To jedyne miejsce na świecie, w którym produkowane są bluzki i koszule z lotosu. Podobno wyroby są bardzo higieniczne, przewiewne oraz wytrzymałe.

W jednej z wytwórni powitały nas kobiety i dziewczęta z mosiężnymi obręczami na szyjach. Byłem przekonany, że ten barbarzyński zwyczaj zachowały jeszcze tylko niektóre plemiona afrykańskie. Okazuje się, iż kultywowany jest również tu, w głębi Azji. Obręcze zakładane są na szyje w miarę ich wydłużania się. Nawet kilkakrotnie w porównaniu z normalną długością, co doskonale widać u staruszek. Podtrzymują one głowę, odciążając, a raczej zastępując kręgosłup. Zdjęcie tych obręczy grozi oczywiście złamaniem się kręgosłupa i śmiercią. Tymczasem obręcze noszą nie tylko kobiety stare, ale zakładane są one nadal dziewczętom, a nawet małym dziewczynkom.
Na jeziorze Inle wytwarza się nie tylko artykuły oraz pamiątki z tkanin i drewna, ale również z metalu. W jednej z tutejszych manufaktur w procesie starej, stosowanej chyba od wieków technologii, powstaje srebrna biżuteria. Metal roztapia się w małych tygielkach przy pomocy niewielkich miechów. Następnie wlewa do form, łączy poszczególne elementy pierścionków, łańcuszków, bransoletek, broszek. Zaś w końcowym etapie poleruje szczoteczkami. Wszystko na oczach klientów.
Ważne miejsce w życiu tutejszych mieszkańców zajmuje religia. Tak jak w miejscowościach na lądzie, również tutaj, na brzegach jeziora lub na palach wbitych w jego dno stoją pagody, klasztory i niezliczone stupy.

Z wielu obiektów sakralnych na jeziorze Inle, na zobaczenie zasługują co najmniej cztery. Pagoda Phaung Daw Oo jest głównym obiektem całego zespołu sakralnego. Znajduje się on w wiosce Tha Lay i jest najświętszym miejscem dla buddystów w tym regionie kraju. Wchodzi się do niej z czterech stron świata. W centralnym miejscu obszernego wnętrza stoi słynny, pokryty i nadal pokrywany złotem Budda o Czterech Twarzach. W rzeczywistości są to cztery zespolone posągi Oświeconego.
Na lądzie, na południowy zachód od tafli jeziora, stoi klasztor i pagoda Shwe in Dein. A w jego pobliżu znajduje się około tysiąca stup zbudowanych w tym miejscu w ciągu paru wieków. Kompleks kilkudziesięciu strzelistych, białych stup z charakterystycznymi zakończeniami, a także kilka stojących obok nich pagód, mijałem, płynąc łodzią przez jezioro. W jego południowo-zachodniej części na wodzie wznosi się inny klasztor: żeński Nga Phe Khaung. Jest on bardziej znany jako Jumping Cat Monastery – Klasztor Skaczących Kotów. Słynie z tego, że mniszkom udało się wytresować te domowe zwierzęta. Skaczą one przez obręcze i wykonują różne sztuczki nie gorzej niż ich pobratymcy, cyrkowe lwy.
A pokazy tresury kotów ściągają tu mnóstwo turystów. W przestronnym, wysokim drewnianym wnętrzu klasztoru jest kilkanaście ołtarzy o bardzo różnych kształtach.

a