środa, kwiecień 24, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/23215.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/23215
niedziela, 21 luty 2016 00:00

Baker Street w kościelnej piwnicy Wyróżniony

Napisane przez Elżbieta Sawicka
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

W Meiringen w Oberlandzie Berneńskim Sherlock Holmes jest wszechobecny. Ostry profil londyńskiego detektywa w słynnej czapce myśliwskiej Deerstalker i z fajką w zębach widzi się na każdym kroku – w hotelach, w kawiarni, w pubie. Nawet w sklepie z serami.


Śmierć w otchłani wodospadu Reichenbach
A wszystko za sprawą Artura Conan Doyle'a. Znużony pisaniem kolejnych opowieści o Sherlocku Holmesie, postanowił się od niego definitywnie uwolnić. W opowiadaniu „Ostatnia zagadka" detektyw ścigając swego odwiecznego wroga, profesora Moriarty'ego, udaje się z doktorem Watsonem do Szwajcarii. W Meiringen zatrzymują się w hotelu Englisher Hof, niedaleko wspaniałego wodospadu Reichenbach. Idą razem na spacer w stronę tego cudu przyrody, ale doktor Watson zostaje wezwany do rzekomo chorej Angielki. Kiedy wraca, na końcu błotnistej ścieżki widzi ślady walki i ani śladu Holmesa. Wyciąga stąd jedyny możliwy wniosek: jego przyjaciel i Moriarty walcząc na śmierć i życie zginęli w otchłani wodospadu.
Taki oto koniec zgotował pisarz swojemu bohaterowi. Inna sprawa, że po protestach rozsierdzonych czytelników musiał go, choć niechętnie, przywrócić do życia – w opowiadaniu „Pusty dom" Holmes powraca. Mimo to wodospad Reichenbach utrwalił się w pamięci fanów jako miejsce śmierci Sherlocka. A Meiringen wygrało los na loterii.

Jednak żyje
Co kilka lat 4 maja członkowie International Sherlock Holmes Society przybywają z pielgrzymką nad wodospad Reichenbach dla upamiętnienia „śmierci" ukochanego bohatera. Odgrywana jest – w kostiumach z epoki – scena walki Holmesa z Moriarty'm. Obaj na chwilę znikają, ale po chwili detektyw wyłania się zza załomu skalnego, co przyjmowane jest z entuzjazmem. Umieszczona przy wodospadzie angielskojęzyczna tablica głosi : „W tym przerażającym miejscu Sherlock Holmes zwyciężył profesora Moriarty'ego 4 maja 1891".
Wodospad Reichenbach nawet bez Sherlocka jest wystarczająco atrakcyjny. To jeden z najwyższych alpejskich wodospadów – powstaje w miejscu, gdzie rzeka Aar łączy się z rzeką Reichenbach, ma około 200 metrów wysokości i pięć kaskad, z których najwyższa ma 90 metrów wysokości. Kolejkę linowo-szynową, Reichenbach Funicular, zbudowano już w roku 1899 i służy do dziś. Zimą wąwóz prowadzący do wodospadu jest zamknięty i nie należy planować tam wycieczek. Natomiast o każdej porze roku można w Meiringen pójść na spacer śladami Holmesa.

Detektyw z brązu
Miasteczko w dolinie Haslital liczy cztery i pół tysiąca mieszkańców. Ma ładny, staroświecki dworzec kolejowy, kilka hoteli i restauracji, a w centrum plac nazywany Artur Conan Doyle Place. Stoi tam pomnik Sherlocka Holmesa autorstwa znanego angielskiego rzeźbiarza Johna Doubledaya.

{gallery}23215{/gallery}

Detektyw przysiadł na chwilę na kamieniu. Pali fajkę, ubrany jest w pelerynę i charakterystyczną czapkę z dwoma daszkami. Znawcy przedmiotu wiedzą, że autor nigdy na kartach swoich opowiadań nie wspomniał ani o pelerynie, ani o czapce Holmesa. Ubrał go tak Sidney Paget, pierwszy ilustrator prozy Conan Doylea dla magazynu „The Strand".
Pomnik Holmesa znajduje się w bliskim sąsiedztwie utrzymanego w stylu art deco hotelu Parkhotel du Sauvage, któremu pisarz w opowiadaniu „Ostatnia zagadka" nadał nazwę Englischer Hof. Mieszkało tam wielu Anglików odkrywających już w XIX wieku uroki Szwajcarii. Brązowa tabliczka z powagą informuje, że w nocy z 3 na 4 maja 1891 roku zatrzymali się tu Mister Sherlock Holmes i doktor Watson. I z tego właśnie miejsca Mister Holmes wyruszył na tragiczne w skutkach ostatnie spotkanie z „Napoleonem zbrodni".

Sir Conan Doyle sprowadza do Szwajcarii narty
Właściwie pomnik powinni Szwajcarzy postawić także autorowi „Studium w szkarłacie". Artur Conan Doyle zaczął przyjeżdżać do Szwajcarii ze względu na swoją pierwszą żonę, Mary Louise, chorą na gruźlicę. Lekarz z wykształcenia, z zamiłowania sportowiec, uwielbiał ruch na świeżym powietrzu. I nowe wyzwania. W Gryzonii dwóch lokalnych wytwórców sanek (Tobias i Johann Brangerowie) eksperymentowało od roku z deskami, ale były to tylko skromne początki. Ścieżkę przetarł na dobre dopiero Conan Doyle, który sprowadził narty z Norwegii i razem z Brangerami odbył narciarską wyprawę z Davos do Arosy przez przełęcz Furka. Tytuł pioniera narciarstwa w Szwajcarii należy mu się jak najbardziej!
Tuż obok hotelu du Sauvage stoi Englischen Kirche. To właściwie niewielka kaplica, zbudowana niegdyś dla Anglików, dziś niepełniąca już funkcji sakralnych i pusta w środku. W podziemiu kościoła znalazło miejsce Muzeum Sherlocka Holmesa.
Kilkanaście schodków w dół i – nagle znajdujemy się w Londynie na Baker Street 221B.

Skrzypce i „Police News" w wiktoriańskim salonie

Living room Holmesa i doktora Watsona odtworzono z niebywałym pietyzmem. Zgodnie z opisami Conan Doyle'a: dwa okna wychodzące na Baker Street i wnętrze wypełnione solidnymi meblami należącymi do gospodyni, pani Hudson. Stoi tu masywny stół nakryty orientalnym obrusem i wygodne fotele. Lustro, zegar, fotografie nad kominkiem, secesyjne lampy, wzorzysty dywan. Ciemna tapeta – bardzo rozsądny wybór pani Hudson, zważywszy, że jej lokatorami byli dwaj dżentelmeni palący. Nie brak oczywiście skrzypiec, fajki, szkła powiększającego i laboratorium chemicznego Holmesa. Na ścianach wisi biała broń – trofea Watsona z drugiej wojny afgańskiej. Na stolikach leżą ich ulubione gazety: „Police News" i „The Illustrated London News". Do tego porzucona niedbale peleryna, cylinder i białe rękawiczki – wrażenie jest takie, jakby Holmes przed chwilą wrócił do domu. Pełna iluzja.
Do obejrzenia są jeszcze muzealne gabloty, a w nich wszelkiego rodzaju różności. Między innymi mundur brytyjskiego policjanta, pasiaste koszulki rugbistów z londyńskiego Blackheath Football Club, w którym grał doktor Watson. Nakrycia głowy Sherlocka, znaczki z Sherlockiem, listy do Sherlocka z całego świata a także dyplom honorowego obywatelstwa Meiringen dla Sherlocka Holmesa. Tak czczony jest w Alpach Berneńskich „the man who never lived and will never die".

Piankowe bezy, błękitne lodowce
Do sławy Meiringen przyczyniły się także bezy, lekkie ciastka z ubitej piany i cukru. Tutaj właśnie (choć są też inne teorie) wynalazł je w roku 1720 włoski cukiernik Mateo Gasparini.
Pojawia się w tej historii także wątek polski. Otóż owego Włocha sprowadził na swój dwór w Lotaryngii wielki smakosz i mecenas sztuki kulinarnej król Stanisław Leszczyński, teść króla Francji Ludwika XV. Wynalazek Gaspariniego szybko podbił całą Francję, do dziś Francuzi mówią na bezy „meringues". Jest też „meringa" po włosku i „merenga" po hiszpańsku. Inną francuską nazwę wypieku „baiser" (pocałunek) przejęli Niemcy i my, stąd polska beza. Choć w starych książkach kulinarnych spotyka się też formę „merenga".
Produkcja ciastek lekkich jak puch nadal idzie w Meiringen pełną parą. W fabryczce Frutal pracownik wprowadza zwiedzających nie tylko w tajniki procesu produkcyjnego, ale też z dumą mówi o wpisach do Księgi Rekordów Guinnesa. Meiringen trafiło tam dwukrotnie: w 1986 roku z największą bezą na świecie – zrobioną ze 120 kilogramów cukru i 2500 białek (przypominała podobno z wyglądu Volksvagena garbusa) oraz w 2013 z najdłuższą bezą na świecie – miała ponad 53 metry długości.
Nie będą rozczarowani miasteczkiem miłośnicy sportów zimowych. Przygotowano dla nich 60 kilometrów szlaków narciarskich (Meiringen – Hasliberg), jest kolejka linowa, gondole i atrakcje specjalne: nocne zjazdy narciarskie na stoku Mägisalp-Reuti i saneczkowe na stoku Mägisalp-Bidmi. Niezapomniane widoki towarzyszą zimowej wędrówce górskiej na sześciokilometrowej trasie Gschwandtenmaad – Schwartzwaldalp – Rosenlaui – Gschwandtenmaad: zachwyca majestatyczny Wetterhorn i błękitne jęzory lodowców. Wokół nieskazitelnie biały śnieg, cisza, puste domy i zamknięty na zimę hotel Rosenlaui, pamiętający czasy Belle-Époque i początki turystyki w Szwajcarii.
Po powrocie z gór w Meiringen czeka na nieco zziębniętych wędrowców przytulna kawiarnia w stylu lat 70., nazwana z angielska Tea Room Frutiger. Dają tam dobrą kawę i najlepszy deser bezowy jaki można sobie wymarzyć.

a