czwartek, kwiecień 18, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/16658.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/16658
wtorek, 18 luty 2014 16:12

Terenówką przez ćwierć świata Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Zakaukazie i tereny historycznej Persji stosunkowo rzadko odwiedzane są przez polskich turystów. Niewiele, przy czym nie najlepszych, jest na ich temat przewodników, przynajmniej w języku polskim. Tym bardziej cieszy każda relacja tych, którzy tam dotarli.

Zwłaszcza, gdy dotyczy miejsc również praktycznie u nas nieznanych szerszemu gronu podróżników. A tak jest w przypadku relacji z podróży po Gruzji, Azerbejdżanie i Iranie, a także przez turecki Kurdystan, jaką odbył Piotr Karwecki z żoną Ewą w sierpniu 2009 roku. Przy czym, podobnie jak podczas wcześniejszych wypraw w różne regiony Europy i Azji, samochodem terenowym z napędem na 4 koła. Relację tę, napisaną ciekawie i bezpretensjonalnie czyta się z zainteresowaniem.
Zawiera bowiem nie tylko mnóstwo interesujących opisów, obserwacji i ciekawostek, ale również faktów przydatnych dla tych, którzy zamierzają, lub chcieliby wybrać się w tamte strony. Obojętne – na własną rękę, czy z którymś z polskich biur podróży. Bo niektóre z nich organizują wyjazdy w tamte strony, chociaż głównie najpopularniejszymi, utartymi szlakami. Wiele innych bowiem, jak chociażby opisywana przez autora gruzińska Swanetia uchodząca jeszcze niedawno z region wręcz niebezpieczny, górskie regiony Azerbejdżanu czy irańska pustynia Dasht i jej okolice, są trudno dostępne ze względu na karkołomne drogi i ubogą infrastrukturę turystyczną.
Gruzję, do której podróżnicy dotarli przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię i Turcję, częściowo znali już z poprzednich w niej pobytów. Autor miał nawet, o czym pisze, z nią związki rodzinne. Jeden z jego krewnych, Aleksander Ramsza-Karwecki, lekarz okulista w armii carskiej, służył przez wiele lat w Kutaisi, a pochowany został w rejonie Nachiczewańskim Azerbejdżanu. Tym razem głównym celem podróży była w tym kraju Swanetia i, oczywiście, miejscowości na trasach do niej dojazdów. W tym wiele znanych zabytków. Ciekawie, jak już wspomniałem, opisanych. Z licznymi świetnymi scenami kontaktów z miejscową ludnością, jej gościnności, życzliwości dla obcych oraz sympatii do Polski i Polaków.
Bardzo plastyczne są również opisy najtrudniejszych odcinków dróg – dotyczy to także pozostałych krajów przez które podróżnicy jechali – i zaobserwowanych na nich scenek. Np. tabunów koni i stad krów w gruzińskich górskich tunelach. Przejazdów marnej jakości, wąskimi drogami, po skalnych półkach nad przepaściami, ostrymi zjazdami po ulewnym deszczu. Czy w bród przez rwące strumienie, gdy mostki okazywały się uszkodzone lub nieprzejezdne. Przez przełęcze na wysokości ponad 2,6 tys. m n.p.m., szlakami zasypanymi świeżo naniesionymi na nie przez wodę głazami. Odcinków pokonywanych w tempie 75 km przez 7 godzin, a nawet 45 km przez 5,5, h. No cóż, pamiętam jak w Gruzji na przejechanie chyba niespełna 300 km „zeszło nam" 17 czy nawet 19 godzin. A nie były to najbardziej ekstremalne odcinki.

{gallery}16658{/gallery}
„Byliśmy – zacytuję autora – być może pierwszymi Polakami, którzy zrobili tę niesamowitą kaukaską pętlę (do Kutaisi) pojedynczym autem, bez asekuracji i niczyjej pomocy." Z miejsc, w których dotychczas w Gruzji nie byłem, ze szczególnym zainteresowaniem czytałem o Mestii i jej tysiącletnich kościołach, krzyżach, ikonach i starych księgach cerkiewnych z IX wieku. Słynnych swańskich kamiennych wieżach mieszkalnych, dawnym kompleksie obronnym w Lagurce, klanowym systemie życia Swanów. O „mieście jak z bajki", jak określa autor Uszguli, również z kamiennymi wieżami i innymi zabytkami. Kościele La Maria na szczycie wzgórza, starszym niż chrześcijaństwo w Polsce.
Czy – to kolejny przykład z wielu innych, rzadko odwiedzanego przez turystów monastyru św. Jana Chrzciciela, w pobliżu innego, popularniejszego, w którym byłem, Dawida Garedżi. Chociaż nie mogę nie wytknąć autorowi również i popełnionych błędów. Chrześcijaństwo w Gruzji liczy nie 1500, ale już niemal 1700 lat. Trudno mi także akceptować przyjętą, dziwaczną, angielską pisownię nazw gruzińskich miejscowości w sytuacji, gdy od dawna stosowana jest polska. Przykładowo: Uplistsiskhe zamiast Uplisciche, Lentekhi zamiast Lentechi, podobnie Langedekhi, a nie Langedechi itp. Przy czym niekonsekwentnie, bo już Uszguli napisane zostało poprawnie, a nie jako Ushguli.
Dosyć ponure, a niestety prawdziwe, bo też ją widziałem, są opisy upadku gruzińskiej prowincji, a nawet wielu regionów stołecznego Tbilisi, posumowane przez autora stwierdzeniem: „Gruzińska prowincja po prostu umiera". A równocześnie informacje o pałacach i willach nowobogackich. Ciekawe są relacje z przejść granicznych i ich okolic oraz o panujących na nich zwyczajach. Np. na „ziemi niczyjej" między Turcją i Gruzją jakiś bandzior próbował wyłudzić od podróżników 200 €, „bo inaczej będą mieć problemy". Czy na granicy azerbejdżańsko – irańskiej, z dojazdem do niej jak w afrykańskiej dżungli: z drewnianym szlabanem na sznurku z jednej i murem oraz stalową bramą z drugiej strony.
A przy okazji informacjami, jak skomplikowane i kosztowne jest przekraczanie niektórych granic samochodem osobowym oraz jak wymuszane są na nich „datki". W Azerbejdżanie podróżnicy byli zaledwie 5 dni, gdyż udało im się uzyskać tylko wizę tranzytową. Kraj ten nie jest, zdaniem autora, zupełnie zainteresowany przyjazdami zagranicznych turystów. Wymogi związane z otrzymywaniem normalnych wiz są więc trudne do spełnienia. Zwłaszcza przez osoby podróżujące samodzielnie samochodem, nie mogące z góry przewidzieć terminów i opłacić noclegów (wymagane vouchery) w konkretnych hotelach.
Mimo tak krótkiego czasy pobytu zdołali przejechać przez północno-wschodnie regiony kraju i być w Baku. Zwiedzić m.in. Szeki – jedno z najstarszych, ponad 2600-letnie miasto ze słynnym pałacem chanów. Wieś Kisz, z podobno najstarszym na świecie kościołem chrześcijańskim, obecnie muzeum historii tajemniczych wielkoludów Albańczyków żyjących tam w V lub VI w n.e. A także zamieszkaną przez około tysiąca ich potomków wioskę Xinalik. Z kulturą zoroastryzmu, wyznającymi islam, ale i czczącymi ogień. Górską wieś Lahicz o średniowiecznej architekturze, której mieszkańcy uprawiają dawne rzemiosła. Wyrabiają naczynia z miedzi i cyny, tkają dywany, produkują makaty, przygotowują zioła lecznicze.
I wiele innych. Z ciekawymi obserwacjami i krytycznymi ocenami, np. „pustego i martwego" w porównaniu z tureckimi czy europejskimi, Starego Miasta w Baku. I wręcz druzgocącymi opiniami na temat braku drogowskazów, nawet w stolicy, w rezultacie czego podróżni błądzą. A zdanie autora o azerbejdżańskiej policji po prostu zacytuję: „Niegdzie na świecie nie widzieliśmy tyle policji na drogach co tutaj... tutejsza policja jest wszechwładna i bezkarna, korupcja polegająca na bezczelnym wyłudzaniu pieniędzy pod byle pozorem jest potworna." O przejściu granicznym Azerbejdżan – Iran już wspomniałem. Wjazd do niego okazał się podróżą do innego świata. Z jednej strony w Iranie były o wiele lepsze drogi, czystość i kultura.
Z drugiej ortodoksyjny islam, chociaż z zaskakującymi faktami i ciekawostkami – o nich za chwilę. I problemy, o których wiedzieć muszą zagraniczni turyści. Nie można tam np. nie tylko posługiwać się kartami bankowymi, ale także podjąć przy ich pomocy gotówki z automatów. W ogóle wymiana dewiz, najchętniej przyjmowane są dolary amerykańskie, jest skomplikowana. Licencję na wymianę mają tylko niektóre banki. Trzeba tego dokonywać przed południem, w piątki oczywiście są zamknięte itp. Kantorów jest mało, ale jak się wie gdzie, to można dokonać wymiany nieoficjalnie, np. u niektórych fryzjerów i to po kursie nie gorszym niż bankowy. W Iranie nie działają również telefony komórkowe europejskich operatorów.
Skomplikowane jest tankowanie ropy na stacjach benzynowych, gdyż potrzebna jest do tego specjalna karta, które posiadają kierowcy ciężarówek. Prawdopodobnie ze względu na 10-krotnie niższą jej cenę niż benzyny. Za 60 l diesla autor w 2009 roku płacił równowartość 1 $ (słownie: jednego dolara). Opisy autora oraz jego obserwacje z Iranu są różnorodne i godne uwagi. Zapchane szosy i ulice. Przeładowane pojazdy: nawet 8 osób w małym samochodzie czy 4 na niewielkim motocyklu. Przepisy drogowe w europejskim ich rozumieniu są nagminnie łamane. Pieszy przekraczający drogę czy ulicę robi to na własne ryzyko.
Ortodoksyjny islam nie tylko toleruje chrześcijan – w kraju tym mieszka sporo Ormian, mają, np. w Szirazie czy Isfahanie, swoje dzielnice i świątynie, ale również irańskich Żydów i ich synagogi. Przy czym wyznawcy różnych religii żyją obok siebie zgodnie. Polscy podróżnicy odwiedzili, co prawda krótko i pobieżnie oraz opisali m.in. Meszhed ( nazywany przez autora rzadziej u nas stosowaną nazwą Maszhad) i jego zabytki oraz najdłuższy w świecie murowany (kilometrowej długości) tamtejszy bazar Emam Reza. Mur Aleksandra z ok. VI w n.e. przy granicy z Turkmenią, niegdyś 200 km długości oraz mający po kilkanaście metrów wysokości i szerokości.
A także konserwatywne miasteczko Gonabad na obrzeżu pustyni Dasht, budząc tam – i nie tylko tam – zresztą sensację, gdyż Europejczycy na głębokiej irańskiej prowincji pojawiają się rzadko. Podobnie pustynną wioskę Riyab z kopulastymi, glinianymi dachami domów, wieżami i resztkami murów obronnych sprzed wieków, czy kilkusetletnią podziemną łaźnią, której nie powstydziłby się pałac. Opuszczoną pustynną twierdzę w okolicach Bashruiyeh o iście, jak pisze autor, księżycowym krajobrazie. „Na przestrzeni prawie dwustu kilometrów ani śladu życia. Sól, piasek naniesiony rumor i ogromne, lecz płytkie szare kaniony popowodziowe. Na dworze po zatrzymaniu auta było 51 stopni, w czasie ruchu termometr wskazywał 48 stopni."
Podróżnicy byli również w Kermanie oglądając tam ciekawy bazar i Meczet Piątkowy, miasteczku Mahan słynnym z, otoczonego ogrodami, mauzoleum Szacha Nematollaha Vali, mistyka i poety. W Szirazie z jego licznymi zabytkami oraz w znajdującym się w jego pobliżu Hamadanie. W którym najważniejsza jest starożytna świątynia sprzed 2,5 tys. lat – jedno z najbardziej świętych miejsc judaizmu, z grobem biblijnej Estery i pochowanego obok jej męża, króla Medów Kserksesa I. W starożytnym Bamie zniszczonym kilka lat temu przez wielkie trzęsienie ziemi w którym zginęło 35 tys. mieszkańców. A najcenniejszy zabytek kraju, tamtejsza twierdza, jest powoli odbudowywana.
Odwiedzili też Persepolis, Dolinę Królów, Isfahan z całą dzielnicą ormiańską oraz stojącą między tym miastem i Nadżafabadem pustynną twierdzę Tepe Nush – e Jan. A w drodze powrotnej do kraju kawałek tureckiego Kurdystanu. Przejechali 15,5 tys. km, zobaczyli wiele i autor podzielił się spostrzeżeniami oraz wrażeniami z tej podróży z czytelnikami. Zamieszczając w książce sporo ilustrujących je kolorowych zdjęć. Mimo iż stosunkowo mało jest w niej informacji typu przewodnikowego, bo nie taki ma charakter, powinni do niej sięgnąć wszyscy zamierzający poznawać tamte strony. Szczególnie zaś planujący wyjazd organizowany samodzielnie. Pozwoli to im uniknąć wielu błędów oraz zaskoczeń. A przede wszystkim znaleźć w lekturze dodatkową zachętę do podróży.
TERENÓWKĄ PRZEZ ĆWIERĆ ŚWIATA. IRAN – AZERBEJDŻAN – GRUZJA. Autor: Piotr Karwecki. Biblioteka Wyprawy 4 x 4. Wydawca Michał Horodelski Complex. Wyd. I, Warszawa 2012, str. 184, cena 35 zł. ISBN 978-83-63933-00-5.

Dodatkowe informacje

  • Wydawca: Biblioteka Wyprawy 4 x 4
  • Język: polski
  • Gatunek: literatura
  • ISBN: 978-83-63933-00-5
  • Recenzent: Cezary Rudziński
  • Data recenzji: 2014-02-19
  • Ocena recenzji: 4
  • EAN: 9788363933005

a