Tu, na Podkarpaciu, panuje PiS – z lekką konkurencją ze strony „Socjalistycznej Polski" p. Zbigniewa Ziobry. O ile WCzc. Jarosław Kaczyński chciałby zbudować Polskę taką, jaką widział ją śp. tow. Edward Gierek, o tyle p. Ziobro (CEP) jest człowiekiem nowoczesnym, i chciałby Polski według modelu tow. Zapatero – pod warunkiem, że tow. Zapatero wierzyłby w Boga, oczywiście.
Bo tu, na Podkarpaciu, agitacja biegnie parafia po parafii – i tyle. Doszło do tego, że PO musiała wystawić wspólnego kandydata z PSLem – bo PSL przynajmiej daje gwarancje, że nie jest to jakiś Anty-Chryst.
Inna sprawa, że tak naprawdę nie jest tu wymagana wiara w Boga – ważniejsza jest wiara w Najświętszą Panienkę. Śp. Józef Piłsudski, prononsowany socjalista nawrócony na protestantyzm, też wierzył w Matkę Boską – bo przecież inaczej nie wypada.
Czytałem kiedyś bodaj u śp. Fryderyka Engelsa, że pewien młody hiszpański socjalista pytany, czy wierzy w Boga odparł: „Oczywiście – nie! Ale Najświętsza Panienka to zupelnie co innego.".
Więc właśnie jestem w takim terenie – i wygląda na to, że do zwycięstwa Prawicy potrzebny tu byłby jakiś sporych rozmiarów cud. Elektorat konfesyjny podzielony jest równo, zapiekli Nieprzyjaciele Pana Boga okupują PO, SLD i Ruch Palikota – i można odnieść wrażenie, że racjonalne argumenty w ogóle w tym terenie nie mają uzasadnienia.
To znaczy: racjonalność w d***kracji w ogóle nie jest w cenie – jednak na ogół podziały idą po linii stosunku do własności, do wolności...
Tutaj króluje opiekuństwo państwowe – i obiecujący je socjaliści dzielą się na pobożnych i bezbożnych. Zanim człowiek upora się z tym problemem, mija nieraz połowa zebrania. A w gruncie rzeczy Prawica może tu tylko uprawiać propagandę. Ludzie wierzą, że jak się nie odda głosu na PiS, to oddało się głos na PO – zupełnie nie zdając sobie sprawy, że bardzo wielu ludzi głosuje na PO tylko dlatego, że nie chcą głosować na PiS. Na głupotę nie ma jednak lekarstwa.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że w całej Polsce ludzie jednak – mimo wszystko – wierzą, że PO to partia „liberalna" - a PiS to partia konserwatywna, walcząca o suwerenność Polski. To, że Traktat Lizboński był wynegocjowany przez WCzc. Jaroslawa Kaczyńskiego, ratyfikowany przez śp. Lecha Kaczyńskiego, PiS za tym traktatem ochoczo glosował, a Lech Kaczyński z tryumfem oznajmiał, że to jest wielkie osiągnięcie dla Polski – po prostu spływa jak woda po kaczce – czy po kaczorze Donaldzie, wszystko jedno.
W dodatku Jarosław Kaczyński, geniusz taktyki, kazał glosować za tym Traktatem takiej liczbie Posłów PiS, by Traktat na pewno przeszedł (czyli o parę więcej - na wszelki wypadek), a reszcie kazał głosować przeciw (by w razie czego twierdzić, że PiS tak naprawdę był za, ale jednak przeciw.
Geniusz to jest! Nieprawda-ż?
No więc zajmuję się teraz analizami, ile jest cukru w cukrze, liberalizmu w „liberaliźmie" i konserwatyzmu w „konserwatyźmie". Zęby mnie od tego bolą, a język kołowacieje.
Cóż: niedługo mam przyjechać do Wielkopolski. Już z góry się cieszę!
http://korwin-mikke.pl