Nie zgodził się z nim Lisicki. – Stało się coś znacznie gorszego. W wyniku działań Hajdarowicza wyeliminowano niemal całkowicie konserwatywny odłam naszych mediów. – W dodatku – stwierdził Świetlik – przedstawiciele mediów mainstreamowych, na czele z „przywódcami stada” – Tomaszem Lisem, Katarzyną Kolendą-Zaleską i Kamilem Durczokiem – udzielając publicznie poparcia działaniom Hajdarowicza zaakceptowali w istocie, że redakcje, podobnie jak inne firmy mające przynosić zysk, powinny działać jak zwyczajne „fabryki śrubek”. Zaś dziennikarze potulnymi wykonawcami poleceń wydawcy. W dyskusji z udziałem publiczności stawiano tezę, że doszło do świadomego działania ze strony władz, pragnących wyeliminować – po przeprowadzeniu przed dwoma-trzema laty czystek w telewizji publicznej – resztę nieposłusznych wobec niej dziennikarzy.
Zdaniem wszystkich występujących w debacie byłych redaktorów naczelnych „Rz” w prawidłowo rozwijających się mediach powinny być oddzielone funkcje redaktora naczelnego i wydawcy. Zdaniem Pawła Lisickiego, b. szefa „Rz” i „URz” wydawca odpowiada za biznesową część funkcjonowania gazety, za jej marketing, reklamę, PR oraz markę i wizerunek. Musi zatem zaistnieć silna podstawa ekonomiczna danego tytułu, tak, by można było mówić o jego faktycznej niezależności. Redaktora naczelnego zaś, zajmującego się codziennym redagowaniem pisma, może łączyć z wydawcą troską o jego siłę na rynku. Generalnie jednak obaj zajmują się czymś innym. Wydawcy wolno dobrać odpowiedniego – jego zdaniem – redaktora naczelnego i – ewentualnie – go odwoływać. - Nie powinien jednak decydować o doborze autorów i treści poszczególnych ukazujących się artykułów. Inaczej niezależność pisma znika, a ono samo zamienia się wówczas w rodzaj gazetki promocyjnej, opisującej zalety towarów firmy wydawcy, bądź – gdy jest ona powiązana ze Skarbem Państwa – także interesy władzy aktualnie rządzącej – stwierdzał Lisicki.
Jego poprzednik na stanowisku szefa „Rz”, Piotr Aleksandrowicz, zwrócił uwagę na zasadniczą zmianę jaka zaszła w ostatniej dekadzie w odniesieniu do czytelników gazet. Wcześniej dla nich najważniejsze były publikowane informacje, obecnie ważniejsze dla większości z nich są przekazywane emocje. – Spowodował to m.in. gwałtowny rozwój internetu. To obecnie wprowadza do publikowanych treści silny komponent polityczny i zmienia relacje redakcji z wydawcą. Wymaga się od niej więcej publicystyki i komentarzy – zauważył Aleksandrowicz.
{jumi [*9]}