Obniżenie kosztów podręczników poprzez większe wsparcie państwa to inicjatywa, której należy przyklasnąć. Niepokoi jednak kontekst i atmosfera wprowadzania zmian. Tylko dziecko może pomyśleć, że zapowiedź Premiera nie jest związana ze zbliżającymi się wyborami. Zdaniem ekspertów, stworzenie dobrego podręcznika (podkreślam – dobrego, a nie podręcznika pisanego w pośpiechu) zajmuje nawet 2 -3 lata. Wątpliwości mają też nauczyciele, którzy chyba nie do końca rozumieją, dlaczego próbuje się im odebrać prawo wyboru i dlaczego przez kilkanaście lat MEN utrzymywał, że różnorodność podręczników jest korzyścią dla poziomu edukacji, a teraz już nie. Środowisko edukacyjne wskazuje również, że wprowadzanie nowego podręcznika powinno być poprzedzone fazą testową, potem oceną, a na końcu decyzją o ew. wdrożeniu. A nie na łapu capu. Biorąc pod uwagę wpływ na edukację zastanawiający jest także brak konsultacji pomysłu ze środowiskiem nauczycieli i wydawców.
Złą praktyką jest także świadome dyskredytowanie przez urzędników MEN roli wydawnictw edukacyjnych w oczach społeczeństwa. Wydawcy, to jednak nie handlarze książek żerujący na rodzicach – mają swój cenny wkład w jakość edukacji , a buntowanie społeczeństwa przeciwko jednej grupie przedsiębiorców, niezależnie od branży, budzi moje obawy i zdecydowany sprzeciw. To co dzisiaj spotyka wydawców, jutro może spotkać inną branżę, która będzie stać na drodze polityki rządu, nawet społecznie korzystnej.
Z pewnością nie służy dobrze edukacji fakt, że cała dyskusja nad podręcznikiem w małym stopniu dotyczy jakości edukacji. Wydaje się, że różnorodność jej sprzyja a państwowy monopol raczej nie będzie. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłby dialog rodziców, rządu, nauczycieli i wydawnictw dotyczący obniżenia cen podręczników bez wywracania całego systemu edukacji. Szkoła i edukacja nie powinna być miejscem eksperymentów.
(Źródło: www.jacekjaniszewski.blog.pl)
{jumi [*9]}