poniedziałek, maj 13, 2024
Follow Us
środa, 07 listopad 2012 12:19

Dakar pełen kontrastów Wyróżniony

Napisane przez Maciej Czapliński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Pałac prezydencki w Dakarze Pałac prezydencki w Dakarze fot. Bess Sadler

W dzielnicy rządowej Dakaru dobrze widać kontrasty typowe dla afrykańskich stolic. Naprzeciw ładnego i zadbanego pałacu prezydenckiego stoi olbrzymi, odrapany gmach siedziby rządu. Rezydencje bogaczy sąsiadują z budkami skleconymi z byle czego.

Dziś wyruszamy z Dakaru. Nareszcie. Mamy już go dosyć, chociaż na pewno taka trzydniowa aklimatyzacja dobrze nam zrobiła. Magda, Renata i Wojtek przyjechali w piątek, w sobotę pokręcili się po dzielnicy i odsypiali. W niedzielę wszyscy razem pojechaliśmy się przejść po mieście. Pokręciliśmy się nieco po dzielnicy rządowej. Wśród ogólnego afrykańskiego syfu ta część miasta robi nieco lepsze wrażenie. Gdzieś tam za wysokimi murami są czyste i zadbane, tonące w kwiatach rezydencje bogaczy, personelu ambasad, a obok stoją budki sklecone z byle czego, w których mieszkają zwykli mieszkańcy miasta, śpiący, jedzący i pracujący w swoich szałasach. Poszliśmy na Zielony Przylądek. Bardzo ładne miejsce, wysoki klif, z którego widać, jak wielkie fale rozbijają się o skały. Są na nim francuskie umocnienia wojskowe dziś służące za domy – w cieniu ścian potężnych bunkrów kozy chowają się przed upałem, na galeryjce z widokiem na ocean facet mokry od potu i wody robi pranie.

Dało nam się mocno we znaki to spacerowanie, zwłaszcza że gorąco było niesamowicie. W centrum, do którego wróciliśmy autobusem, było trochę lepiej. Wysokie budynki dawały cień, a na tych ulicach, które wysadzono drzewami, było naprawdę przyjemnie. Ale po godzinie łażenia mieliśmy już dosyć – uznaliśmy, że cel został osiągnięty, zapoznaliśmy się z miastem, i możemy wracać. Resztę dnia spędziliśmy na hotelowej plaży i na składaniu rowerów.
Odwiedziliśmy malijską ambasadę, żeby zrobić wizy. Wszyscy byli bardzo mili, wypełniliśmy formularze, zapłaciliśmy za wizy - 15 tys. cfa za tygodniową, 22,5 tys. za miesięczną - i zostaliśmy zaproszeni do ich odbioru następnego dnia rano.
- Zaczekajcie. Porozmawiam z konsulem, jest wprawdzie bardzo, bardzo zajęty, ale może uda mi się go przekonać, żeby dał wam wizy jeszcze dziś po południu – oznajmił pan, który załatwiał z nami formalności.
Zniknął na parę chwil w pokoju konsula, po czym wyszedł z uroczystą miną i oznajmił, że paszporty jednak będą do odbioru jeszcze dziś o czwartej.
- Chodź tutaj na moment – skinął na mnie i wyszliśmy przed budynek ambasady. – Konsul zgodził się wystawić wam wizy wcześniej. Może chciałbyś zrobić mu jakiś prezent?
Trudno jest wybrnąć z takiej sytuacji, jeśli nie wiadomo, czy odmowa dania łapówki nie spowoduje, że na nasze paszporty będziemy czekać tydzień. A przecież zależy nam, by mieć je jak najszybciej. Ale zaryzykowałem i odmówiłem obdarowania konsula.
Ruszyliśmy na bardziej planowe zwiedzanie miasta i załatwianie innych spraw, które mieliśmy zaplanowane. Kupiłem jakieś nieznane owoce -„lynghy"- i tykwę do dołączenia do mojej kolekcji. Zjedliśmy kanapki z jajecznicą i frytkami. Obawiam się, że to będzie nasze podstawowe danie przez najbliższe miesiące. Wypiłem sok z baobabu. Wszystko jest, niestety, drogie, znacznie droższe niż we Wschodniej Afryce. Zaskoczyły nas ceny owoców. Mam nadzieję, że gdy wyjedziemy z miasta, to będzie je można kupić sporo taniej. Tanie są ryby i mięso, więc będziemy jeść ryby i mięso.
Pokręciliśmy się po mieście. Obejrzeliśmy najpierw wielki meczet, a potem dworzec kolejowy, który jest w stanie zaawansowanego rozkładu, ale robotnicy „pracują", żeby ponownie uruchomić kolej – „materiał już jest, czekamy tylko na decyzję rządu". Potem pojechaliśmy na targ, żeby zrobić zakupy na kolację, a następnie udaliśmy się do katedry. O trzeciej stawiliśmy się w ambasadzie. Paszporty już czekały, więc byliśmy do przodu z czasem i mogliśmy spokojnie zahaczyć o plażę przy klifach Mamelles. W przeciwieństwie do hotelowej ta plaża nie jest niczym osłonięta, więc główną atrakcją dla kąpiących się są olbrzymie fale. Plaża służy też za port rybacki.
Pojechaliśmy trochę inną drogą, by zobaczyć z bliska ogromny pomnik „Renaissance africaine", na którym wielki facet i dziewczyna w krótkiej spódniczce tęsknie spoglądają w stronę Europy. Zawędrowaliśmy też na Przylądek Almadi, żeby zrobić sobie zdjęcia na najbardziej na zachód wysuniętym kawałku Afryki.
O naszych dalszych przygodach podczas rowerowej podróży w poprzek Afryki możecie przeczytać na stronie www.welocypedy.pl.

{jumi [*6]}

a