niedziela, maj 05, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/18617.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/18617
środa, 27 sierpień 2014 12:41

"Jukon był ostatni". Protest na drodze do Morskiego Oka! Wyróżniony

Napisane przez informacja prasowa
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Spacerem nad Morskie Oko przeszło w niedzielę 130 osób – w proteście przeciwko transportowi konnemu na tej trasie. Obrońcy praw zwierząt domagają się zastąpienia pracujących tutaj ponad siły koni ekologicznym transportem elektrycznym. Protest był odpowiedzią na śmierć kolejnego konia, Jukona, który zmarł 10 sierpnia na drodze do Morskiego Oka, ciągnąc pod górę wóz wyładowany turystami.

Protest rozpoczął się o 9:30. Mimo deszczu i wyjątkowego chłodu na drodze do Morskiego Oka zebrało się 130 osób. Były wśród nich osoby młode i starsze. Osoby niepełnosprawne na wózkach inwalidzkich. Miłośnicy zwierząt, wolontariusze organizacji ochrony zwierząt, turyści i tak zwani "normalsi". Wszystkim przyświecał jeden cel – poprawa losu koni pracujących w Tatrzańskim Parku Narodowym.

Początkowo planowano zablokowanie drogi dla zaprzęgów konnych, ale ostatecznie forma protestu została złagodzona po tym, jak dyrektor TPN zapowiedział testy elektrycznych pojazdów na trasie do Morskiego Oka. Obrońcy praw zwierząt potraktowali poważnie obietnicę zmiany jakościowej w transporcie turystów. – Przeszliśmy trasę, którą pokonują konie, w ciszy, z transparentami – relacjonuje Anna Plaszczyk, pomysłodawczyni protestu – Kiedy nadjeżdżały fasiongi, stawaliśmy po obu stronach drogi w milczeniu. Turyści na wozach albo schylali głowy i nie chcieli patrzeć, albo wyzywali nas od najgorszych. Nie daliśmy się jednak sprowokować. Pokazaliśmy, że nie tracimy z oczu celu, którym jest ratowanie zwierząt – tłumaczy.

Obrońcy praw zwierząt podkreślają, że jeśli władze TPN nie wprowadzą zapowiadanych zmian i nie wycofają koni z tej katorżniczej trasy – do Parku - wrócą i zablokują fasiongi już na dole, na Palenicy Białczańskiej. – Nie możemy blokować fasiongów na trasie – mówi Anna Plaszczyk – Doprowadzilibyśmy do sytuacji, w której konie musiałyby na stromych podjazdach stać z wozami pełnymi turystów i utrzymywać je w miejscu wysiłkiem własnych mięśni. Wiele wskazuje na to, że stan techniczny tych wozów, w tym hamulców, pozostawia wiele do życzenia. Jaki jest stan hamulców w fasiongach widać było w lipcu, gdy podczas zjazdu w dół upadł z wysiłku koń Jawor.  Z powodu niesprawnych hamulców turyści musieli trzymać wóz, żeby nie najechał na leżącego konia! To skandal, że pojazdy przewożące ludzi, poruszające się po stromej górskiej drodze publicznej, na której pełno jest także pieszych, nie posiadają żadnej homologacji, nie podlegają żadnej kontroli i nie przechodzą badań technicznych dopuszczających je do ruchu. – dodaje.

{gallery}18617{/gallery}

Sprawa koni, wiozących turystów na drodze do Morskiego Oka, to temat ciągnący się od wielu lat. W 2009 roku na tym najpopularniejszym tatrzańskim szlaku zmarł koń Jordek. Od tamtego czasu Fundacja Viva!, TTOZ i Przystań Ocalenie nie ustają w wysiłkach, by zaistniała tam poprawa losu zwierząt. Niestety, władze Tatrzańskiego Parku Narodowego nie są zainteresowane zmianą istniejącego stanu rzeczy.

Zacznijmy od faktów. W 2013 roku dr inż. Władysław Pewca, były pracownik Instytutu Energetyki w Łodzi oraz mgr A. Gągol, doktorant na Wydziale Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego przeprowadzili „Analizę obciążeń mechanicznych koni w zaprzęgach turystycznych do Morskiego Oka". – Analiza ta jednoznacznie wykazała, że ekspertyza wykonana na zlecenie TPN przez zootechnika, dr Jackowskiego, na którą od lat powołują się władze Parku i fiakrzy, zawiera wiele istotnych błędów merytorycznych, zarówno co do samych założeń, jak i błędów obliczeniowych – mówi Dorota Wiland, prezes Fundacji IUS ANIMALIA – Doktor Pewca zwraca uwagę na kardynalny błąd w przyjętych wzorach teoretycznych, na którym opiera się praca eksperta TPN. Doktor Jackowski nie uwzględnił w swoich wyliczeniach wielu istotnych okoliczności, m.in. masy koni i nachylenia drogi do Morskiego Oka, w wyliczeniach rzeczywistych sił uciągu na podjazdach, w wyniku czego doszło do ich wielokrotnego zaniżenia – tłumaczy.

Powołany przez TPN jako ekspert, doktor zootechniki Jackowski (a więc specjalista od hodowli i rozrodu koni, a nie fizyki i mechaniki), w oparciu o błędne założenia, wyliczył, że na wozie do Morskiego Oka może być przewożonych nawet do 22 osób. Tymczasem z wyliczeń doktora Władysława Pewcy wynika, że już 14 turystów plus jeden wozak obciążają parę koni nawet trzykrotnie ponad biologiczne możliwości tego gatunku. Organizacje ochrony zwierząt dysponują czterema niezależnymi ekspertyzami specjalistów, których wyniki w pełni potwierdzają, że na trasie do Morskiego Oka konie pracują w warunkach wielokrotnego przeciążenia.

Jak zaznacza doktor Władysław Pewca, jego wyliczenia przeciążenia koni na tej trasie mogą być zaniżone w stosunku do rzeczywistości.  Przyjął on, że fasiong waży około 540 kg, ale eksperci podejrzewają, że jest to waga zaniżona o co najmniej 150 kg. Władysław Pewca podkreśla, że żaden z fasiongów nigdy nie został zważony. Nie zgadzają się na to właściciele wozów. Do dziś takie komisyjne ważenie się nie odbyło.

– Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku zabrania znęcania się nad zwierzętami poprzez przeciążanie zwierząt pociągowych i jucznych ładunkami w oczywisty sposób nieodpowiadającymi ich sile i kondycji lub zmuszanie takich zwierząt do zbyt szybkiego biegu – mówi Agata Gawrońska, prezes Fundacji Pegasus – Skoro wyliczenia ekspertów jednoznacznie wskazują na pracę w warunkach przeciążenia, to znaczy, że jest ono oczywiste, a zatem czyn ten należy zakwalifikować jako znęcanie się nad zwierzętami – podkreśla – Zgodnie z prawem czyn ten jest przestępstwem zagrożonym m.in. jest karą pozbawienia wolności do lat dwóch, a w przypadku działania ze szczególnym okrucieństwem, do lat trzech.

Zakaz przeciążania koni ciągnących zaprzęg wynika z ustawy o ochronie zwierząt, a także z przepisów o ruchu drogowym.

Ustalone ponad wszelką wątpliwość fakty i naukowe wyliczenia wskazują jednoznacznie, że na drodze do Morskiego Oka codziennie przez cały rok setki koni padają ofiarą przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, spowodowanego przez zmuszanie ich do pracy przekraczającej ich fizjologiczne możliwości. Władze Tatrzańskiego Parku Narodowego otrzymały ekspertyzę doktora Władysława Pewcy ponad rok temu. I przez ten rok, mając wiedzę o skandalicznych przeciążeniach, nie uczyniły nic, aby zapobiec kontynuacji przestępczego procederu. Przeciwnie – TPN czerpie z przestępstwa tego zyski w postaci opłat licencyjnych, które w sumie zasilają budżet Parku kwotą ponad 950 000 zł rocznie!

– Organizacje ochrony zwierząt domagają się natychmiastowego zakończenia tego procederu – podkreśla Dorota Wiland – Przygotowujemy zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez właścicieli koni i woźniców, a także przez Tatrzański Park Narodowy oraz starostwo powiatowe, zarządzające drogą publiczną z Palenicy Białczańskiej na Włosienicę. Warto w tym miejscu podkreślić, że z ustawy o ochronie zwierząt, jak również z orzecznictwa Sądu Najwyższego, wynika wprost, że odpowiedzialność karna za znęcanie się nad zwierzętami ciąży nie tylko na osobie bezpośredniego sprawcy, lecz także na tych osobach, które mając świadomość istnienia takiego procederu dopuściły do zadawania zwierzęciu bólu i cierpienia. W naszym przekonaniu taka właśnie okoliczność zachodzi w tym przypadku – dodaje.

Statystyka pokazuje, że około 70 proc. zwierząt jest wymienianych po zaledwie dwóch sezonach pracy na drodze do Morskiego Oka. Miesięcznie do rzeźni trafiają nawet 2-3 konie z Morskiego Oka. Średnio wytrzymują one pracę na drodze do Morskiego Oka niecałe 11 miesięcy.

– Jesteśmy w trakcie prac nad zapewnieniem koniom z Morskiego Oka godziwej i bezpiecznej emerytury – mówi Agata Gawrońska – Już dziś mamy domy dla części koni z Morskiego Oka. Część z nich zapewnią fundacje, zajmujące się ratowaniem koni, ale zgłasza się do nas coraz więcej prywatnych osób, które chcą przyjąć te przepracowane zwierzęta – dodaje. Niestety, wiąże się to ze znacznymi kosztami, które fiakrzy przerzucają na organizacje prozwierzęce. Trzeba będzie nie tylko opłacić transport zwierząt, ale także bardzo kosztowne leczenie i utrzymanie koni do końca życia. – Fiakrzy przerzucają na nas odpowiedzialność za los tych zwierząt – mówi Dorota Wiland – A przecież one dla swoich właścicieli zarobiły już pokaźne kwoty. To oni powinni im zapewnić emeryturę w zamian za pracę ponad siły. Tym bardziej, że jak podkreśla za każdym razem prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka, Stanisław Chowaniec, te konie są dla swoich właścicieli jak członkowie rodziny. To szczyt hipokryzji. Nie oddaje się do rzeźni wysłużonych, chorych, nieprzydatnych już do pracy członków rodziny! – dodaje.

a