wtorek, maj 14, 2024
Follow Us
poniedziałek, 14 styczeń 2013 11:21

Wywiad z Szymonem Pająkiem Wyróżniony

Napisane przez as
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Szymon Pająk, kapral 12. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego Szymon Pająk, kapral 12. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego fot. Robert Gąska

Podążając tropem rekonstrukcji historycznych, postanowiliśmy odnaleźć tych, których pasją jest wierne odtwarzanie realiów danej epoki. O współczesnych żołnierzach Napoleona, wierności historii oraz życiu w dwóch światach naraz opowiada Szymon Pająk, kapral 12. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego.

 

[Kliknij tu, aby dowiedzieć się więcej o rekonstrukcjach historycznych!]

Jak zaczęła się Pana przygoda z Napoleonem? Jak się rozwijała?
W stolicy jego Imperium - Paryżu. To tam, nad grobem Cesarza, pojawiło się niedowierzanie na widok rozmachu z jakim został pochowany: marmury, kariatydy i ogromny sarkofag pod rozłożystą kopułą, a to wszystko w centrum fascynującego muzeum. Ziarna fascynacji epoką znajdowały się we mnie już wcześniej: Napoleon przebywał kilka razy w mej niedużej rodzinnej miejscowości (niegdyś Liebstadt). Po powrocie do kraju, przeczytałem jedną, drugą, kilka książek, a gdy sama wyobraźnia karmiona literaturą przestała wystarczać, trafiłem na niedużą imprezę rekonstruktorską. Tam nawiązałem kontakty z ludźmi, którzy obecnie są moim "towarzyszami broni".

Co pociąga Pana i towarzyszy w czasach napoleońskich?
Na pewno nie jest to jeden czynnik, jedna rzecz, która fascynuje. Myślę, że to trochę tak jak z miłością - do końca nie wiadomo dlaczego. Epoka napoleońska jest silnie powiązana z naszą własną historią. Czas przełomu dla kraju, gwałtowne zrywy ku niepodległości, wynikające z tego czyny zbrojne to nici, które bezpośrednio nas dotykają. Na listach dawnych żołnierzy odnajdujemy nasze nazwiska, żyjemy na terenach, na których ówczesne działania wojenne toczyły się z całą mocą. To wtedy też narodził się świat w tej formie, jaką znamy dziś. Z łatwością przychodzi nam identyfikować się z ówczesnymi ludźmi.
Nie można pominąć charyzmy samego Cesarza. Pamiętniki i wspomnienia mówią głosami żołnierzy, którzy na jego widok byli gotowi "wkręcić się w ziemię" (dosłowna wypowiedź) gdyby tylko dał taki rozkaz. Legenda, którą zbudowano mu za życia, podczas zesłania i która rosła po jego śmierci, jest ciągle żywa. Bezkompromisowość, lotność umysłu, taktyczny geniusz, polityczne wizjonerstwo, zdolność do przełamywania barier, to jedne z tych cech jakie magnetyzują sylwetkę Cesarza.


Jak wygląda życie współczesnego żołnierza napoleońskiego?
Życie cywilne jest zupełnie zwyczajne: obowiązki rodzinne przeplatamy z obowiązkami przedstawiciela handlowego, programisty, pracownika serwisu napraw, pracownika naukowego i innymi. Diametralnie różne od codzienności jest życie wojskowe, rekonstruktorskie. Paradoksalnie nie zaczyna się ono na polu bitwy. Rekonstrukcja rozpoczyna się w głowie. Ona steruje naszymi krokami ku półce z książkami, ku mapom, którymi "poimy się" przed wyjazdem na imprezę rekonstrukcyjną. Zapoznanie się z kampanią, bitwą, bądź tych epizodem, to integralna część wyprawy. Porównanie sytuacji sprzed dwóch stuleci z danymi dostarczonymi przez organizatora - miejscem obozowania, trasą ewentualnych przemarszów, lokalizacją inscenizacji potyczki. Skonfrontowanie ich z przekazem z historii uruchamia wyobraźnię, nadaje realizmu temu co będziemy robić. Możliwość odnalezienia miejsca dowodzenia któregoś z wodzów, przemierzenia na własnych nogach szlaku przemarszu danego oddziału, dotarcie do jaru, wzgórza bądź symbolicznego krzyża, w których to lokacjach działo się coś z udziałem naszych protoplastów to wszystko czynniki, które pozwalają nam wczuć się w atmosferę rekonstrukcji.
Mając rozeznany teatr działań niejednokrotnie należy uzupełnić braki w wyposażeniu. Nasze aktywności nie ograniczają się do wyjazdów na same bitwy. Są też liczne oddolne imprezy, na których nie ma publiczności, o których osoby spoza naszego kręgu wiedzieć nie mogą. Zaliczają się do nich przemarsze, gry wojenne, obozowiska itp. Zużywające się buty, spodnie, uszkodzenia broni, inne elementy ekwipunku - wszystkie wymagają konserwacji i regularnych napraw. Wizyty w warsztatach własnych lub wykwalifikowanych i doświadczonych rzemieślników to drugi obowiązkowy element współczesnego żołnierza napoleońskiego, bez którego nie może udać się na imprezę. 
Solą rekonstrukcji jest możliwość doświadczenia siebie w zderzeniu ze zorganizowanym długim marszem w pełnym rynsztunku, z obozowaniem w różnych warunkach (czasem w namiocie, czasem na kwaterze, a czasem pod chmurą), z gniewem podoficera próbującego nauczyć żołnierzy nowego manewru, z namiastką pola bitwy początków XIX wieku. Ten styk doświadczenia empirycznego z wiedzą nabytą z literatury jest silnie energetyzującym rekonstruktorów punktem. W połączeniu z towarzystwem starych i sprawdzonych kolegów, niejednokrotnie w bardzo malowniczych plenerach, przeżycia jakich doznajemy na inscenizacjach są jednymi z piękniejszych momentów w życiu.
Intensywność życia współczesnego napoleońskiego wiarusa zależy tylko od niego. Dbając o jakość swojego hobby można potęgować pozytywne wrażenia. Drobiazgowa dbałość o detale wyposażenia i wyglądu, unikanie tzw. chałtur, wierne wczuwanie się w pełnione w pułku role, pozwalają zapewnić sobie satysfakcję,  wartościowy odpoczynek od trudów codzienności i wspaniałe wspomnienia. Do moich należą między innymi wieczór i noc w zagajniku po środku winnic w hiszpańskiej Estremadurze, gdzie celebrowaliśmy dziesięciolecie służby naszego Dowódcy, a także przemarsz na pole bitwy w 195. rocznicę bitwy pod Waterloo - kolumna wojska była tak długa, że wchodząc na szczyt wzgórza widać było czoło kolumny już daleko za szczytem następnego wzniesienia (malowniczość można sobie tylko wyobrażać).

Dlaczego właśnie 12. pułk, a nie inna formacja?
W moim przypadku numer pułku nie podlegał kwestii wyboru. Miałem bowiem tylko dwie opcje - regiment pruski albo polski. Choć pochodzę z rejonu dawnych Prus Wschodnich, nie potrafiłem wyobrazić siebie w mundurze wojsk królestwa Hohenzollernów. Formacją, która po dokonaniu wyboru barw mi pozostała, była właśnie Grupa Rekonstrukcji Historycznej 12. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego. Po kilku latach w kamaszach, z kolegami z formacji, uważam, że lepiej trafić nie mogłem.

 Skąd bierzecie mundury, ekwipunek, broń?
Prawie wszystkie elementy wyposażenia jakimi dysponujemy są wytwarzane na zamówienie. Nie istnieją sklepy, które w działaniu przypominały by współczesne sieciówki, gdzie można by wejść, dobrać rozmiar i wyjść jako skrojony od stóp do głów fizylier. Mundur, składający się z wielu części, odpowiednich sortów zimowych i letnich, wychodzi spod igły naszej zaprzyjaźnionej pani krawcowej. Każda grupa rekonstrukcji ma swojego wytwórcę, swojego krawca. Problemem nie jest obecnie znalezienie osoby, która może uszyć uniform, a znalezienie dobrej jakości sukna i płótna. Podupadły przemysł włókienniczy nie dostarcza już takiej ilości tak dobrego materiału jak niegdyś.
Broń biała i palna to również w dużej mierze produkty rzemieślnicze. Mamy w Polsce osoby, które realizują zamówienia na wytworzenie kopii karabinu, tasaka, bagnetu. Jeśli zaś dany rekonstruktor chce mieć sprzęt światowej klasy, bardzo wysokiej jakości, zazwyczaj zamawia go z Zachodu. Największą renomą cieszy się włoski producent - Pedersoli. 
Do munduru i oręża dochodzą elementy skórzane. Ładownica, plecak, lederwerki to obowiązkowe elementy wyposażenia. Te również zamawiamy u rymarzy lub innych rzemieślników, którzy dobrze opanowali obróbkę skóry i znają historyczne wzorce, na których opierają produkcję swoich dóbr. 
Te trzy główne elementy wyposażenia to zestaw minimum, który każdy żołnierz - rekonstruktor powinien jak najszybciej skompletować. Poza nimi dochodzi bardzo duża ilość drobiazgów przydatnych do życia, obozowania, marszu. Są to rzeczy chowane w plecaku, w podręcznych chlebakach, innych zakamarkach całego ekwipunku. Jeśli ktoś ma smykałkę do majsterkowania, niejednokrotnie jest w stanie wiele elementów wytworzyć samodzielnie i tym samym zaoszczędzić na marży jaka trafia do rąk trzeciego producenta jeśli oddajemy mu wytworzenie konkretnego sprzętu.

 Jak często bierzecie udział w rekonstrukcjach wielkich bitew? W których?
Jeśli mówimy o rekonstrukcjach wielkich bitew, to liczba imprez w roku nie jest wygórowana. Jest to zazwyczaj jedna albo dwie imprezy w roku. W naszej grupie do obowiązkowych wyjazdów zaliczamy zwykle rekonstrukcje w Lipsku (październik) i czeskim Sławkowie (Austerlitz; grudzień). Są to imprezy, które gromadzą setki uczestników. 
Jesteśmy w okresie tak zwanych "dwusetek". Są to obchody dwusetnych rocznic wielkich zdarzeń z czasów epoki napoleońskiej. Organizowane z tego tytułu imprezy również trafiają do naszego kalendarza. Jeśli ponownie ograniczymy się do rekonstrukcji wielkich bitew, to w kalendarzu pojawia się zazwyczaj jedna, czasem dwie dodatkowe imprezy (wyjątkiem będzie rok 2013, kiedy będziemy obchodzić okrągła rocznicę kampanii niemieckiej 1813 roku - bardzo bogatej w duże bitwy). 
Jeśli chcielibyśmy rozważyć rekonstrukcje mniejszego (i małego kalibru), to kalendarz wyjazdów robi sie bardzo gęsty. Dla wyjątkowo zaangażowanych i wytrwałych rekonstruktorów możemy praktycznie raz-dwa razy w miesiącu zapisać w okienku kalendarza wyjazd na jakąś inscenizację.

Jak wygląda wasz udział w takiej bitwie? Czy odtwarzacie wiernie wydarzenia?
Trudno o standardowy szablon przebiegu imprezy. Wszystko zależy od specyfiki wydarzenia. Inaczej wyglądają przemarsze, inaczej inscenizacje duże, a inaczej małe. W tych poszczególnych kategoriach musimy jeszcze dokonać rozdziału na miejsce, w którym się wszystko odbywa. Duża bitwa w Austerlitz wygląda inaczej niż ta w Lipsku, a ta jeszcze inaczej niż pod Borodino.
 Jeśli czasu nie brakuje, staramy się, poza samą inscenizacją bitwy, zmieścić w programie takie rzeczy jak: gotowanie posiłków dla całej grupy w specjalnym marmite (czyli kociołku), szkolenie rekrutów i "zasiedziałych" żołnierzy, pełnienie wart, odpoczynek przy ogniu, konserwacja broni i ekwipunku, zwiedzanie miejsca (jeśli bywamy w nim rzadko), spotkania z rzadko widywanymi kolegami z innych grup i inne.
Jeśli rekonstruujemy przemarsz jakiejś grupy wojsk (pamiętajmy, że wojsko napoleońskie przede wszystkim chodziło, do bitew nie dochodziło tak często jak można by sądzić), staramy się organizować go tak, jak by groziło nam podczas niego prawdziwie niebezpieczeństwo. Środki zaradcze jak wysyłanie pikiet, zwiady, ariergarda, czasem nawet wypytywanie przechodniów o widzianych przeciwników (jeśli przemarsz ma charakter pościgu z inną grupą rekonstrukcyjną) to wówczas standardowe elementy imprezy.
Jeśli skupiamy się na "fachu żołnierskim" czyli poszanowaniu regulaminów, nieużywanie jakichkolwiek osiągnięć cywilizacji powstałych pod 1815 (no,... może prócz wynalazku doskonalszej destylacji) to staramy się być maksymalnie wierni. Ze zgodnością z przekazami pamiętnikarskimi i dokumentalnymi bywa różnie. Ogólnie panuje zasada, że im mniejsza rekonstrukcja, tym łatwiej o zachowanie wierności. Duże bitwy z natury rzeczy musimy traktować "symbolicznie". Niejednokrotnie cała duża impreza może zgromadzić zaledwie tylu rekonstruktorów, ile 200 lat temu mieściło się w jednym pułku (czyli około 1000). Tegoroczna rekonstrukcja bitwy pod Borodino zgromadziła: około 3000 żołnierzy-rekonstruktorów i prawie 100 000 widzów, w rzeczywistym starciu wzięło udział około 250 000 żołnierzy. Z liczb tych wynika, że rekonstrukcje bitew realizowane są na dużej skali umowności. Jesteśmy zadowoleni jeśli warunki pozwalają choćby w mikroskali odtworzyć linię frontu lub jakiś konkretny ruch wojsk z historycznego starcia.

Czy utrzymujecie kontakty z grupami odtworzeniowymi w innych krajach?
Tak, naturalnie istnieją koleżeńskie i partnerskie powiązania nie tylko z krajowymi grupami, ale również zagranicznymi. Relacje koleżeńskie zawiązują się oczywiście podczas wyjazdów, przy ognisku, przy winie. Skutkują one wymianą ciekawych informacji oraz zaproszeń na wydarzenia w danych krajach. Powiązania partnerskie realizowane są m.in. poprzez "Środkowo Europejskie Stowarzyszenie Napoleońskie" czyli tzw. CENS, do którego nasz Pułk należy. W ramach istnienia takiej struktury mamy większe możliwości organizacyjne w skali nie tylko administracyjnej, ale i w skali operacyjnej - występując np. jako dywizja - na rekonstruktorskich polach bitew. 

Jak duże jest środowisko rekonstrukcji napoleońskich w Polsce? Czy rozwija się?
W skład CENSu wchodzi 9 stowarzyszeń, w tym 5 - pułków piechoty (czyli z natury rzeczy liczniejszych od kawaleryjskich i artyleryjskich). Łącznie daje to liczbę około 150-200 aktywnych rekonstruktorsko osób. Poza CENSem istnieją liczne grupy odtwarzające regimenty pruskie i pułki rosyjskie, są też formacje polskie, ale niezrzeszone. Na bazie  niepotwierdzonych żadnym rzetelnym spisem oszacowań, określiłbym środowisko rekonstrukcji napoleońskiej na mniej więcej 300 osób. Liczba ta stale rośnie. Wzrost jest spokojny, ale stabilny. Wynika to, jak sądzę, z popularyzacji rekonstrukcji (nie tylko napoleońskiej) jako sposobu na interesującą pasję i czas wolny. 

Jakie są większe imprezy w naszym kraju? Jak prezentują się w porównaniu z innymi krajami?
W kalendarzu imprez polskich, do największych imprez na pewno możemy zaliczyć odbywające się co roku: oblężenie Twierdzy Kłodzko, manewry wojsk w Będominie, bitwę pod Jonkowem (k. Olsztyna), bitwę pod Heilsbergiem (czyli Lidzbarkiem Warmińskim). Imprezy te nie różnią się wcale (lub niewiele) od imprez z innych krajów. Poziom organizacyjny jest na takim samym, wysokim poziomie. Z każdym rokiem obserwujemy pozytywne reakcje na uwagi rekonstruktorów i jakość organizacji stale rośnie. Problemem jest na pewno liczba tych imprez. Jest ich mało, gdyż koszt tychże spada zazwyczaj na samorządy. W czasach przedłużającego się kryzysu, wydatki na tę formę kultury są obcinane. Imprezy wówczas nie odbywają się (jak wspomniany Będomin), albo organizowane są w mniejszej skali. Szkoda o tyle, że na terenie Polski nie brakuje miejsc gdzie można by pokusić się o powrót do tradycji rekonstrukcji albo też organizację dziewiczych imprez (na naszej stronie internetowej znajduje się dział "Cesarskim Śladem", w którym sukcesywnie gromadzimy zapiski o miejscach z napoleońskimi konotacjami).
Poza dużymi imprezami na naszym krajowym poletku jest naprawdę bardzo dużo imprez małych i niemedialnych (lub medialnych w skali bardzo lokalnej). Wbrew pozorom to one najbardziej ładują akumulatory satysfakcji większości rekonstruktorów. To na nich, jak wspomniałem, najłatwiej o pełniejszy wymiar rekonstrukcji i możliwość swoistej podróży w czasie. Tak więc fakt, że duże imprezy nie są liczne wcale nie znaczy, że nie mamy co robić, wręcz przeciwnie. Do przekonania się o tym, zapraszam... w nasze szeregi.
Nowy sezon zaczynamy już w styczniu i chcemy go zacząć z przytupem - w towarzystwie między innymi organizatorów, kolegów z Wileńskiego Pułku Muszkieterskiego (Lidzbark Warmiński) - będziemy maszerować (miejmy nadzieję, że w śniegu i zadymce jak zaszłego roku) po przedpolach miejsca bitwy pod Pruską Iławą. Miejsce, "historyczna" pora roku, wysiłek, starzy druhowie, a do tego profesjonalny komentarz doktora nauk historycznych (dowódca WMP) tworzą wspaniały klimat tej malutkiej, ale z każdym sezonem coraz większej i coraz ciekawszej rekonstrukcji.

 

Strona internetowa 12. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego.

{jumi [*8]}

a