poniedziałek, maj 06, 2024
Follow Us
niedziela, 16 czerwiec 2019 21:08

Polski artysta eksportowy Wyróżniony

Napisane przez uj
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
DJ Gromme za sterami na festiwalu w Opolu DJ Gromme za sterami na festiwalu w Opolu Fot. Gromee/Facebook

DJ Gromee przez ostatnie lata zdążył wpisać się w standardy festiwali i został mistrzem klubowych setów w Polsce

Znane wszystkim hity "Follow You", "Runaway" czy "Spirit" zdobyły już milionowe wyświetlenia na You Tube i popularność na światowych listach. Wspólnie ze szwedzkim wokalistą Lukasem Meijerem reprezentowali Polskę na Eurowizji w 2018 r. Dziś miksuje na Festiwalu w Opolu. W rozmowie z Eliaszem Nachabé dla portalu TVP.INFO odsłonił kilka kart ze swojego życia.

W muzyce elektronicznej jest pan takim polskim Orlenem, wizytówką na świat.

Gromee: Ciekawe porównanie, chyba pierwszy raz w życiu ktoś mnie stawia na równi z naszym rodzimym kolosem. To już zacna światowa marka. Zawsze wieczorem czy w niedzielę robię na ich stacji zakupy. Co do muzyki, to uważam, że w Polsce jest mnóstwo młodych zdolnych ludzi, o których świat już usłyszał. Cieszę się, że światowi krytycy muzyczni tak wysoko mnie punktują. Moimi kompozycjami staram się zawsze Polsce dawać powody do dumy, jak wspomniany koncern Orlen.

Jest pan bardzo skromnym człowiekiem, takim „bez parcia na szkło”.

Przyznam, że moja popularność troszkę mnie zaskoczyła. Mimo mojego dojrzałego wieku nie byłem na to przygotowany. Ciągłe afiszowanie się mnie krępuje. Zawsze będę kompanem ludzi, nie chcę, żeby ktoś mnie porównywał do rozkapryszonej gwiazdy z plotkarskich portali czy pism dla celebrytów. Tak, nie mam parcia na szkło, więc musieliście troszkę poczekać.

Co działa panu na nerwy?

Hejt w sieci mnie nie zniechęci do tworzenia, bo zdaję sobie sprawę, że to zjawisko niestety się nasiliło. Zapewniam państwa, że jestem na to odporny.Jestem za całkowitym blokowaniem stron, gdzie artysta, sportowiec, osoba publiczna jest wulgarnie obrażana, bez szans na obronę. Z taką patologią w sieci trzeba walczyć.




Pochodzi pan z Krakowa. To fajne miasto?

Miłość do tego miasta jest ślepa. Wydaje mi się, że wszyscy kochają Kraków, i każdy za coś innego. Uwielbiam okolice starego Podgórza, Kazimierza. Tu chodzę na spacery z rodziną, jeżdżę na rowerze. W Krakowie czuję się najlepiej. To miasto tętni życiem, kulturą, artystami. Tu mało rzeczy może kogoś zaskoczyć. Będąc dzieckiem, nie rozumiałem opowieści mamy o magii tych uliczek. Po latach ten urok dotarł do mnie. Najważniejsze, że w Krakowie paparazzi mnie nie szpiegują, mam święty spokój, czego nie mogą powiedzieć moi rozpoznawalni znajomi mieszkający w Warszawie. W stolicy kocham Pragę, ma swój klimat.

A na świecie?




Bardzo lubię Barcelonę, bywam w niej kilka razy w roku. Cenię to hiszpańskie miasto właśnie za to, że przypomina mi Kraków. Tu płynie Wisła, tam można wykąpać się w morzu. Bardzo lubię także miasta w Portugalii i wszystkie stare, klimatyczne zakątki świata.

Zdobył pan popularność. Wiadomo, że jest miło przybijać piątki, rozdawać autografy. Znam niewielu artystów, którzy bez ciężkiej pracy doszli tak daleko. Na hobby trzeba zapracować czy rodzice sponsorowali dojście do kariery syna?

Wychowywałem się na wsi, od dziecka ciężko pracowałem dosłownie na wszystko. Wykonywałem różne zawody, pracowałem w polu, często zdarzały się roboty budowlane, mocno siłowe. Także zarabiałem na życie na stacji benzynowej wspomnianego Orlenu. 


Zdarzało się, że wypłata szybko się rozeszła i pracując w centrum Krakowa, musiałem wracać 30 kilometrów piechotą do domu.


Chyba stąd się wzięło, że ja mało sypiam. Musiałem na budowie być o 5 rano, przygotować murarzowi warsztat, i na godzinę 8 biec do szkoły. Moja mama była wściekła.


Na wszystko, co było mi potrzebne do rozwijania muzycznych pasji, musiałem ciężko zarobić. Fortepianów, płyt, sprzętu do tworzenia dźwięków nikt za darmo mi nie dał.




Rodzina jest najważniejsza?

Tak. Mój synek, żona, rodzice, rodzeństwo.

Źródło portal TVP.INFO

a