Ustawa o służbie krwi mówi o tym, że krew jest przekazywana do szpitali czy do innych placówek za odpłatnością i jest to suma, którą wydajemy na pojemnik oraz badania. Do hurtowni farmaceutycznych odpłatnie przekazujemy nadwyżki, czyli nie krew, tylko osocze, którego nie możemy sprzedać szpitalom - mówi dyrektor działu krwiodawców RCKIK w Warszawie, Joanna Wojewoda.
Wątpliwości krwiodawców budzą jednak dwie sprawy. W ustawie nie ma bowiem zapisu wprost zezwalającego centrom krwiodawstwa na sprzedaż krwi koncernom farmaceutycznym. Dziwi również fakt, że w tych centrach w ogóle są jakieś nadwyżki krwi, skoro wszędzie słyszy się o wielkiej potrzebie oddawania krwi.
„W Niemczech można oddać krew nieodpłatnie w placówkach prywatnych oraz za grubą kasę w placówkach firm farmaceutycznych. U nas ustawa zabrania odpłatnego oddawania krwi, więc państwo postanowiło wykorzystać tę sytuację i zarabiać na honorowych krwiodawcach. Nasze państwo zaczyna przypominać mafię..." - pisze oburzony użytkownik „de_stroyer" na jednym z forów.
- Komercja wchodzi w każdą dziedzinę życia. Moim zdaniem taki zapis w kwestionariuszu jest niedopuszczalny. Krwiodawca oddaje krew w celach o charakterze moralnym, a tutaj nagle okazuje się, że jakaś instytucja ją sprzedaje. Poza Polską szpik czy krew można sprzedawać. Natomiast, skoro w Polsce taka sprzedaż jest niedopuszczalna, a instytucja pośrednicząca staje się kupcem... to jest moralnie naganne – twierdzi prof. Marek Wichrowski, bioetyk z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ani Ministerstwo Zdrowia, ani Centrum Krwiodawstwa nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, czy nadwyżki przekazywane są koncernom farmaceutycznym na takich samych zasadach jak szpitalom.
{jumi [*8]}