poniedziałek, kwiecień 29, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/19210.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/19210
środa, 29 październik 2014 00:00

Egipt: Abu Simbel, perła Nubii Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Egipt: Abu Simbel, perła Nubii Fot.: Cezary Rudziński

Spoza załomu skały wyłania się najpierw profil kolosa, ponad 20-metrowej wysokości posagu faraona Ramzesa II. Kilkanaście metrów niżej leży wielki plac – platforma przed świątyniami tego faraona.

Bo obok większej, poświęconej bogom słońca Amonowi – Re i Re – Horachte oraz bogu sztuki i rzemiosł Ptahowi, jest także mniejsza, również wybudowana przez tego faraona i poświęcona Hathor, egipskiej bogini miłości i muzyki, wielkiej matki i pani nieba. A zarazem identyfikowanej z nią ukochanej żonie Ramzesa II, Nefertari. Tworzą one wykuty w XIII w p.n.e., prawdopodobnie w latach 1274 – 1250 p.n.e., wielki kompleks, wchodzący w przeszłości ponad 50 metrów w głąb skały.

Cel: Oszołomić cudzoziemców

Miał on, i znakomicie spełniał tę rolę, oszołamiać potęgą Egiptu podróżnych przybywających do niego od południa, z głębi Nubii, obecnych ziem Sudanu. Świątynie te odkrył w 1813 roku szwajcarski podróżnik Johann Ludwig Burchard, a odkopał z pokrywających ją piasków Pustyni Nubijskiej i zbadał w 1817 r. Giovanni Battista Belzoni. A przeniesione je na obecne miejsce, o czym więcej za chwilę, w latach 60. XX wieku w ramach największej i najsłynniejszej akcji tego rodzaju pod patronatem UNESCO. Na Liście Dziedzictwa którego Abu Simbel zajmuje, od 1979 roku, poczesne miejsce.
To co widzę w oślepiających promieniach porannego słońca odbijającego się równocześnie od jasnych kamieni świątyń oraz w rozciągających poniżej skał wodach jeziora Nasera wręcz oszołamia. Podobnie było, gdy patrzyłem na te świątynie po raz pierwszy blisko pól wieku temu, jak i podczas następnych tu pobytów. Oglądane wcześniej zdjęcia i filmy przedstawiające Abu Simbel nie były i nadal nie są w stanie oddać piękna i wielkości tego miejsca. Trzeba je po prostu zobaczyć! Najlepiej właśnie wcześnie rano, po około czterogodzinnej podróży z Asuanu.

Świątynia Ramzesa II

Bo tyle mniej więcej potrzeba czasu, aby pokonać samochodem lub autokarem 280 km dzielących te miejscowości. Turyści wygodni i zamożniejsi mogą przylecieć samolotem, bo jest tu też niewielkie lotnisko, oraz przenocować w którymś z hotelików, aby oglądać świątynie w różnym oświetleniu, także w świetle księżyca. Ale świecące ostro od wschodu poranne słońce znakomicie wydobywa wszystkie detale frontonów tych świątyń, wpada także do ich wnętrza. Żadna z budowli starożytnego Egiptu nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak Abu Simbel. A widziałem już, sporo z nich wielokrotnie, zarówno wszystkie najważniejsze, jak i wiele uważanych za drugorzędne, chociaż również wspaniałych.

{gallery}19210{/gallery}
Szeroki fronton świątyni Ramzesa II, bo tak jest ona nazywana, z czterema kolosami – posągami tego faraona i już tylko nieco ponad naturalnej wielkości postaciami jego matki Tuji, żony Nefertari oraz synów i córek umieszczonych przez artystów koło nóg władcy, a także górny fryz z wizerunkami 22 modlących się do słońca świętych pawianów, przechodzi w wąski korytarz. Następnie znowu rozszerza się w znacznie węższą od frontonu salę hipostylową z ośmioma filarami – posągami ozyriackimi tego faraona, każdy 10-metrowej wysokości. Zaś ściany dookoła nich szczelnie wypełniają barwne płaskorzeźby sławiące czyny Ramzesa II.

Skromniejsza świątynia bogini Hathor i królowej Nefertari

Pokonującego Azjatów, Nubijczyków, Libijczyków. Wiele scen poświęcono zwycięskiej bitwie pod Kadesz. Marginesowej w dziejach Egiptu, ale czego nie robi się aby dodać blasku i chwały władcy? Dopiero wewnątrz tej świątyni uświadamiam sobie, że ogromna większość scen z przeszłości tego kraju, powtarzanych wielokrotnie na papirusach, płaskorzeźbach w kamieniu, zdobnictwie ceramiki, widokówkach i innych współczesnych pamiątkach oferowanych turystom, a także reprodukowanych w encyklopediach, książkach i albumach, ma tu swoje wspaniałe pierwowzory.
Za wielką salą hipostylową znajduje się mniejsza, poprzeczna, także z posągami, Za nią zaś sanktuarium największych egipskich bogów: Amona, Re i Ptaha oraz, oczywiście, Ramzesa II. Dwa razy w roku, pierwotnie 19 lutego i 21 października, a obecnie, na nowym miejscu, z różnicą jednego dnia, promienie słońca – źródła życia docierają przez wrota i sale do znajdujących się 64 metry w głębi skały boskich posągów, aby oświetlając je, połączyć się z nimi. Sąsiadująca ze świątynią Ramzesa II, wykuta w bliźniaczym skalistym wzgórzu, ale z frontonem skierowanym na południowy wschód, tak zwana mała świątynia poświęcona została, jak już wspomniałem, bogini Hathor i królowej Nefertari.

Dzieło życia profesora Michałowskiego

Sześć posągów stojących w jej frontonie ma już mniejszą, zaledwie 10 metrową wysokość. Przedstawiają one piękną Nefertari i Ramzesa II. Wnętrze tej świątyni także wypełnione jest kamiennymi posągami oraz niezliczonymi reliefami ze scenami z życia władcy, jego tryumfów, a także – jest to płaskorzeźba szczególnie dobrze zachowana – koronacji Nefertari przez boginie Izydę i Hathor. Ten wspaniały zespół świątynny wykuty został w skałach nad Nilem między jego I i II kataraktą w Nubii. Stał się też jednym z największych cudów świata antycznego.
Chociaż ze względu na odległość od innych – stoi on za zwrotnikiem Raka, w odległości kilkunastu kilometrów od obecnej granicy z Sudanem – mniej znanym niż Akropol, rzymskie Koloseum, piramidy Gizy czy świątynie dawnych Teb, obecnie Luksoru i Karnaku. A uratowany został dla światowej kultury przed półwieczem, dzięki bezprecedensowemu wysiłkowi uczonych, wśród których szczególnie istotną rolę odegrał największy polski egiptolog, prof. Kazimierz Michałowski (1901-1981). Przez 10 lat, od 1961 do 1970 r. przewodniczył on międzynarodowej komisji ekspertów ratujących skalne świątynie Abu Simbel.

Niezwykły, mało znany zaszczyt

Za co wyróżniony został w sposób niezwykły. Nie tylko wysokim egipskim orderem, ale przede wszystkim, o czym niestety nie mówią, bo być może nie wiedzą, miejscowi przewodnicy, ale wie już i opowiada wielu polskich, złożeniem podpisu, jako jedyny zagraniczny uczony, obok prezydenta Nasera i dyrektora egipskiego urzędu do spraw starożytności, na akcie erekcyjnym wmurowanym w fundamenty ustawianych na nowym miejscu tych świątyń. W związku z budową Wielkiej Tamy Asuańskiej miały one bowiem znaleźć się na dnie przyszłego jeziora Nasera. Podobnie jak dziesiątki innych antycznych budowli, posągów i reliefów.
Zalanie wodami tego jeziora groziło bowiem nie tylko prymitywnym wioskom zamieszkanym przez około 100 tys. Nubijczyków, których przeniesiono w inne miejsca, ale przede wszystkim 20 świątyniom z czasów faraonów, niezliczonym grobowcom, 13 fortecom z okresu Średniego Państwa itp. W 1960 roku przewodniczący UNESCO zaapelował jednak do świata: ratujmy zabytki Nubii! Efekty tego przeszły oczekiwania, chociaż krótki czas, jaki pozostawał do zalania tego obszaru oraz ograniczone środki nie pozwoliły na zbadanie i uratowania wszystkiego co cenne.

Jak to przeniesiono?

50 ekip badawczych, w tym specjaliści polscy, zdołało uratować 22 zabytkowe budowle. W tym najcenniejsze właśnie te w Abu Simbel. Rozbierano je, lub jak w przypadku tych świątyń Ramzesa II i Nefretari, cięto precyzyjnie na części i przenoszono na bezpieczne miejsce. Abu Simbel pocięto na ponad 1000 bloków skalnych o wadze ponad 30 ton każdy i złożono ponownie na nowym miejscu, odległym od pierwotnego o 180 metrów i położonym 64 metrów wyżej. To, w jaki sposób to zrobiono, okazało się kolejnym cudem, tym razem techniki.
Cięcia były tak precyzyjne, że obecnie trzeba bardzo wnikliwie przypatrywać się kamieniom z bliska, aby cokolwiek z nich zauważyć. Taki sposób przenosin – inny nie był możliwy – nie zmniejszył, oczywiście, w niczym, piękna tych świątyń. Zadbano o najdrobniejsze szczegóły nie tylko w ich usytuowaniu, Np. głowa i tors drugiego, licząc od lewa – strony południowej, kolosa Ramzesa II, które odpadły przed paroma wiekami wskutek trzęsienia ziemi, leżą dokładnie w tym samym miejscu w stosunku do frontonu świątyni, w które upadły. Chociaż zastanawiano się, czy przy okazji przenosin nie dokonać rekonstrukcji tego posągu.

Byłem wewnątrz tej góry

Dopiero wejście nie do samych świątyń, ale w głąb góry, w której one się znajdują, pozwala ocenić mistrzostwo uczonych i konstruktorów. Obecnie, od dosyć już dawna, turyści nie mają takiej możliwości. Ale gdy byłem tu po raz pierwszy przed laty, mogłem – i wszedłem – w głąb tej góry aby zobaczyć, że góry w których wykuto obie świątynie, są tworem sztucznym. Na nowym skalistym, pewnym miejscu złożono je na nowo, ale aby osiągnąć efekt wykucia ich w zboczu góry, pokryto także gigantycznymi betonowymi kopułami. A konstrukcję tę pokryto drugimi kopułami, ze skałami i kamieniami do złudzenia przypominającymi monolit.
Między tymi kopułami znajdują się urządzenia klimatyzacyjne i inne, a także schody i platformy umożliwiające uprawnionym zapoznać się z technologią i efektami pracy ludzi, którzy je uratowali. Zajęło im to ponad cztery lata (1964-1968) i kosztowało około 42 milionów ówczesnych dolarów. Wydatki pokryło UNESCO i rząd Egiptu. Uratowano dla przyszłych pokoleń jeden z największych skarbów starożytności. Pracując w bardzo trudnych, zwłaszcza latem, warunkach atmosferycznych. Przede wszystkim w wysokich temperaturach. Pamiętam, jak w drodze powrotnej stąd po pierwszym moim pobycie w Abu Simbel zerwał się nam pasek w silniku autokaru.

Widziałem fatamorganę

Było to w południe, a gdy wyszedłem na chwilę z klimatyzowanego wnętrza, aby zobaczyć co dzieje się na zewnątrz, wręcz zachłysnąłem się bijącym z nieba żarem, którego nie dało się zmierzyć termometrem, gdyż przekraczał on jego skalę. Moje próby splunięcia na ziemię, aby sprawdzić na ile suche jest powietrze, kończyły w odległości kilkunastu centymetrów od ust. Ślina po prostu natychmiast wyparowywała, podobnie jak wilgoć z bawełnianej koszulki. A gdy ruszyliśmy dalej po zakończonej naprawie, po chwili zobaczyłem z okien autokaru po raz pierwszy w życiu zjawisko fatamorgany. Samochody pokonujące w oddali rozległe jezioro, którego na pustyni w tym miejscu oczywiście nie było.

a