piątek, kwiecień 26, 2024
Follow Us
wtorek, 29 styczeń 2019 12:50

Bezdroża: Dziesiąta Polka z Koroną Ziemi

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

22 maja 2018 roku Miłka Raulin, jako dziesiąta, a równocześnie najmłodsza Polka, stając na szczycie Mount Everestu zdobyła Koronę Ziemi.

Zdobywając wszystkie 9 najwyższych gór poszczególnych kontynentów. Bo chociaż jest ich tylko 7, licząc osobno oba amerykańskie, to na dwu z nich trzeba wspiąć się na dwa szczyty. W Europie zachodniej na Mont Blanc (4810 m n.p.m.), a na Kaukazie na Elbrus (5642 m n.p.m.). Natomiast w Australii i Oceanii nie tylko na Górę Kościuszki (2228 m n.p.m.) na tym kontynencie, ale również na Piramidę Carstensza (4884 m n.p.m.) w Indonezji.

    Relacja ze zdobywania tych szczytów, a zarazem realizacji w ciągu siedmiu lat indywidualnego programu autorki - podróżniczki, który nazwała „Siłą Marzeń”, ukazała się właśnie w Bezdrożach, jako pierwsza pozycja literatury podróżniczej 2019 roku. Stanowiąc, mam nadzieję, świetną  zapowiedź kolejnych tegorocznych w tej oficynie wydawniczej.

    „Ta książka – pisze autorka we wstępie – jest opowieścią o drodze – długiej wyprawie po marzenia, widzianej z perspektywy matki pracującej na pełnym etacie. Trudności życia codziennego przeplatają się w niej z pasją do przygód i górskich wypraw. To opowieść o „wysokogórskim romansie” i ambitnym marzeniu, które od kilku lat wprowadzają mnie w stan permanentnej super organizacji. Opowiem Wam, jak zaczęła się moja wielka przygoda z górami i jak realizuje się tak szalony projekt, dysponując jedynie dwudziestoma sześcioma dniami urlopu. Skąd pozyskać gigantyczne fundusze potrzebne na wyprawę na Antarktydę czy Everest, na co uważać, podróżując w pojedynkę. I czego tak naprawdę się bałam jadąc

sama w nieznane. Gorąco wierzę, że moja historia przekona Was do tego, byście odkryli swoją własną siłę marzeń i już dziś rozpoczęli podróż do wyśnionego celu, mając w plecaku brak czasu i gotówki, ale i wielkie chęci oraz wiarę. Wiarę, że się uda.”

    Jest to historia, ale także książka, dosyć niezwykła. Wzbogacona o blisko 140, głównie kolorowych zdjęć, dokumentujących kolejne wyprawy oraz biografię autorki i mapki okolic najwyższych szczytów kontynentów z pokonanymi przez nią trasami wspinania się na nie. Przy czym nie stanowi tylko relacji czy opowieści o tych wyprawach. Przeplatają się one bowiem z ciekawymi faktami z dzieciństwa i młodości autorki, jej studiów na politechnikach: najpierw gdańskiej, później warszawskiej, z niemowlakiem przynoszonym na zajęcia, a czasami również na egzaminy. Pracy w korporacjach i jej dwukrotnym utraceniu. A także o sprawach „sercowych”, osobistych, przede wszystkim jednak o tytułowej sile marzeń i ich realizacji w sposób nierzadko niecodzienny.

    Osiągnięcie celu było naprawdę niezwykłe. Milka, że posłużę się tym, używanym przez nią zdrobnieniem imienia Bogumiła, nawet zdobywając Koronę Ziemi była i pozostała we wspinaczkach górskich amatorką. Myślę, iż nie obrazi się, że tak ją określam. Okazała się w tej dziedzinie niezwykle pracowitym i zdolnym samoukiem. Nie przeszła bowiem tradycyjnej drogi naszych najsławniejszych taterników – alpinistów – himalaistów: najpierw wspinaczki skałkowe, później góry krajowe i europejskie, a dopiero po wielu obozach kondycyjnych i wyprawach, udział w tych na najwyższe, trudne szczyty świata.

    Pół-Kaszubka, jak sama się określa, wychowana i mieszkająca w dzieciństwie na Wybrzeżu, „złapała górskiego bakcyla” wchodząc pierwszy raz, jako małolatka, podczas kolonijnej wycieczki na Śnieżkę. Później było trochę wspinaczek i zajazdów na linie ze starego, opuszczonego mostu. Samodzielna organizacja przez 16-latkę, dla rówieśników, wyprawy na Szlak Orlich Gniazd. A w „wielkim świecie” niesamowita przygoda z wyjazdem na wyprawę do Peru, z wejściem na wulkan Mismi (5597 m n.p.m.) – relacja z niej to jedne z wielu świetnych opisów w tej książce – po wygraniu konkursu i przejściu całej serii sprawdzianów kwalifikacyjnych. Zakończonej złapaniem tam lambliozy i długim leczeniem szpitalnym w kraju, ale także bodźcem do późniejszego zwiedzania świata.

    Po obronie dyplomu magistra inżyniera trakcji elektrycznych organizacja kilkuosobowej wyprawy na… Mount Blanc. Na „wariackich papierach”, bez niezbędnej wiedzy, doświadczenia i przygotowania w tym zakresie. Gdy czytałem, z jakim wyposażeniem („Ty bierzesz linę, ty wypożyczasz auto, ty bagażnik, a ty kombinujesz namiot”… oraz z 4 bochenkami chleba pod głową w samochodzie), włosy stawały mi na głowie, jak dalece można być nieodpowiedzialnym. Ale udało się! Miłka szybko uczyła się, także od bardziej doświadczonych wspinaczy. Chociaż jej pierwsza wyprawa w indyjskie Himalaje i zdobycie tam 6-tysięcznika w niewielkiej grupie, a następnie kolejna, już samotna – w stresie po stracie pracy i rozstaniu się z ojcem synka, okazały się kolejnym, dobrym przygotowaniem do realizacji życiowego programu „Siła marzeń”, zapoczątkowanego w 2011 roku.

    I potwierdziły nie tylko jej umiejętność szybkiego uczenia się oraz nabywania doświadczenia, także w sprawach organizacyjnych, ale i twardość charakteru. Gdy okazało się w trakcie kilkuosobowej, też zakończonej sukcesem, wyprawy na kolejny 6-tysięcznik, że w nieuczciwej agencji turystycznej w Katmandu oszukano ją, naiwną i niedoświadczoną, na ponad 200 dolarów oraz odmowie zwrotu tej kwoty przez właściciela z lekceważącym, w rodzaju naszego „widziały gały co brały”, to tak długo przez kilka dni siedziała przed jego kantorkiem w koszulce z napisem, że to oszust i ostrzegała innych potencjalnych klientów przed korzystaniem z jego usług, iż w końcu załamał się i z wściekłością pieniądze jednak zwrócił.

    Realizację marzenia zdobycia Korony Ziemi kontynuowała kolejno. W Afryce, wchodząc na Kilimandżaro w 3-osobowej grupie wspinaczy z kilkunastoosobową obsługą. Organizując, po kolejnym zwolnieniu z pracy w innej korporacji, wyprawę na Elbrus, z dojazdem grupki do punktu wypadowego na Kaukazie… samochodem, bo tak wypadało taniej. Z mocnymi tam przeżyciami, bo ta „Góra wiecznych wiatrów” okazała się wyjątkowo niegościnna. Ale została zdobyta, przynosząc kolejne doświadczenia. Przy okazji sporo z tej książki można dowiedzieć się o realiach pracy w międzynarodowych korporacjach. W których, jak je ocenia autorka, „bycie ambitnym w dużej firmie czy korporacji nie jest mile widziane.”

    Wichury i problemy z aklimatyzacją podczas wyprawy na Aconcaguę, najwyższy szczyt Ameryki Południowej, po raz pierwszy niemal 7-tysięcznik, uzmysłowiły Milce, jak ważna oraz nieodzowna jest aklimatyzacja i stopniowe przygotowywanie organizmu do rozrzedzonego powietrza. Im więcej zdobytych szczytów przybywało, tym podróżniczka lepiej zdawała sobie sprawę, że bez wsparcia sponsorów realizacja jej programu – marzenia, będzie niemożliwa. Jakoś poszło jeszcze z wyprawą na Piramidę Carstensza w Indonezji, a następnie Górę Kościuszki w Australii. Ta pierwsza jest stosunkowo łatwa do zdobycia. Ale aby je móc zacząć, trzeba przez niemal tydzień przedzierać się przez błotnistą dżunglę.

    Bo na znacznie łatwiejszej trasie jest wielka kopalnia złota, która nie wpuszcza na swoje terytorium obcych. Zaś Papuasi na tych szlakach, którymi chodzą turyści i wspinacze, niemal przed każdą wioską organizują „punkty kontrolne” wymuszając płacenie myta za przejście, bo to dla nich główne źródło dochodów. W jednym z takich miejsc grupa, w której szła Milka, musiała nawet przymusowo spędzić wigilię, gdyż przewodnik nie mógł dogadać się ze starszyzną co do kwoty okupu. Problemy finansowe, zawsze ważne dla „kobiety pracującej” i to z dzieckiem, dały o sobie znać szczególnie przed wyprawą na szczyt Denali (dawniej Mount McKinley) na Alasce.

    Jak się okazało, nie tylko trudny do zdobycia ze względu na niskie temperatury i wichury dochodzące do 160 km/h oraz konieczność samodzielnego noszenia bardzo ciężkich bagaży, bo nie ma tam tragarzy do wynajęcia, ale również  wysokie koszty. Zdarza się tam, że część uczestników wypraw zmordowanych podejściem oraz problemami zdrowotnymi, załamuje się i rezygnuje nawet 50 metrów (wysokości) od szczytu, czyli 20 minut wspinaczki. Miłka weszła, ale z początkami obrzęku płuc ze względu na niedotlenienie i niesiony ciężar.

Dwa ostatnie szczyty, wejście na które pozwoliłoby Milce osiągnąć cel marzeń, okazały się niemal poza zasięgiem jej możliwości.

    Nie tylko ze względu na trudy wspinaczki, ale jeszcze bardziej barierę finansową. Wyprawa na Masyw Vinsona (4892 m n.p.m.) na Antarktydzie, to wydatek co najmniej 40 tys. $. Zaś na Mount Everest nie mniej niż 80 tys. $. Kwoty, jak napisała autorka, poza granicami jej wyobraźni. Przy okazji rozważając, jaka jest, lub była, cena drugiej strony medalu „sukces” w różnych dziedzinach: nauki, życia, sportu itp., na konkretnych przykładach. W jej, jak obliczyła, bilans wkładu pracy w realizację programu „Siła marzeń”, to poświeconych na to 10.220 godzin, czyli 425 dni bez przerwy i głęboka anemia w 2016 roku.

    Opisy, jak zabiegała o sponsorów, zwłaszcza ostatnich dwu wypraw, to kolejny, ciekawy wątek książki. Zanim na wyprawę na Dach Świata pozyskała głównego i kilku innych, których loga znalazły się na jej kasku i kombinezonie w których zdobyła Mount Everest, wysłała do starannie wyselekcjonowanych firm i organizacji około 3 tysięcy ofert sponsorskich. A i tak uzyskanych pieniędzy byłoby za mało, gdyby nie pomoc 328 internautów, którzy nie tylko słowami poparli ten projekt. Ciekawych i pouczających wątków, a nie tylko relacji z kolejnych wspinaczek, jest w tej książce więcej. Podobnie jak faktów i informacji.

    Chociażby o tym, jak tragarze z tanich, nierzetelnych agencji, porzucali wspinaczy na trasie. Czy np. że Szerpowie zatrudnieni przez agencję Summie Climb, której właścicielem jest zresztą człowiek z polskimi korzeniami, nie tylko nie zapewnili wspinaczom zakontraktowanej ilości tlenu i telefonu satelitarnego, ale okradali zwłoki dopiero co zmarłego uczestnika wyprawy. Relacja książkowa Miłki kończy się zdobywaniem środków na ostatnią wyprawę. I zdjęciami z Mount Everestu potwierdzającymi jej  sukces – zrealizowanie programu Siła Marzeń. A także zapowiedzią, że o tej wyprawie napisze osobną książkę. Ale sądzę, że i z tej, która już ukazała się, warto przytoczyć jeszcze dwa ważne cytaty.    

    „Nie wspinam się – napisała tuż przed tą ostatnią zwycięską wyprawą – w stylu alpejskim, wyczynowo, zimowo, ekstremalnie. Nie zamierzam wytyczyć nowej drogi na Dach Świata ani przekroczyć kolejnej granicy ludzkiej wytrzymałości, wchodząc na czas. Planuję tylko (i aż) dokończyć mój projekt, szczęśliwie powrócić do domu i żyć dalej, możliwie długo i w dobrym zdrowiu”. I „Na swojej drodze nie spotkałam przypadkowych ludzi. Wszyscy pojawili się w moim życiu by mi pomóc, wskazać drogę lub czegoś mnie nauczyć.” Życzliwości do innych oraz stosunku do siebie i świata wielu czytelników  może się od niej uczyć.

    Książka Miłki Raulin wnosi sporo nowego do naszej literatury podróżniczej. Można się z niej dowiedzieć także jak wytyczać sobie życiowe cele, nawet wydające się tylko niezniszczalnymi marzeniami. I realizować je – oraz jak, pokonując trudności i życiowe załamania. Jest to więc lektura nie tylko dla amatorów podróży czy górskich wypraw. Nie muszę chyba dodawać, że naprawdę warta jest – co polecam – przeczytania. Gratulując przy okazji autorce realizacji jej życiowego projektu oraz tej książki. I życząc, aby po tych sukcesach wytyczyła sobie inny, kolejny ambitny cel, Bo po lekturze książki jakoś nie mogę sobie wyobrazić, aby na tym poprzestała.

Cezary Rudziński

KORONA

SIŁA MARZEŃ. CZYLI JAK ZDOBYŁAM KORONĘ ZIEMI. Autorka: Miłka (Bogumiła) Raulin. Bezdroża, wydawnictwo Helion. Wyd. I, Gliwice 2019, str. 310, cena 39,90 zł. ISBN 978083-283-3854-8

a