poniedziałek, maj 06, 2024
Follow Us
czwartek, 08 grudzień 2022 10:12

Czechy: Adwentowe Pilzno Wyróżniony

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Już po raz drugi w br. zaproszony zostałem do udziału w międzynarodowym dziennikarskim wyjeździe do Pilzna, stolicy kraju (województwa) w północno – zachodnich Czechach.

Tematem poprzedniego, w końcu sierpnia, były, obok najważniejszych atrakcji tego, 170-tysięcznego miasta, znanego powszechnie jako „stolica czeskiego piwa”, gdyż to w nim znajduje się browar Prazdroj – Pilsner Urquell, ale również drugi – Gambrinus, zamki, pałace, klasztory i inne warte poznania obiekty i miejsca z północnej części tego regionu.

Duży cykl relacji z tamtego wyjazdu publikowaliśmy od początku września i są one nadal do przeczytania. Grudniowy zorganizowano pod hasłem „Pilsen in Christmas time”, czyli w okresie świątecznym – adwentowym. Ze względu na porę roku niezbyt sprzyjającą oglądaniu z zewnątrz atrakcji, tym razem spora część programu obejmowała wnętrza. W tej „study tour” zorganizowanej przez Pilsen Tourism (www.visitpilsen,eu) i Czechtourism (www.czechtourism.com), w moim przypadku jego warszawskie przedstawicielstwo uczestniczyło sześcioro przedstawicieli zagranicznych mediów.

Szóstka z pięciu krajów

Dziennikarze z Düsseldorfu, Edynburga, Sztokholmu, Warszawy oraz dwoje litewskich blogerów z Kiejdan i Wilna. A opiekowały się nimi z ramienia Visit Pilzeň Martina Chomatova i Helena Maranova. Tym razem zakwaterowano nas w hotelu Court Yard by Marriott Pilsen samym centrum miasta, w odległości kilku minut spaceru do głównych obiektów i miejsc uwzględnionych w planie pobytu i poznawania pilzneńskich atrakcji. Zgodnie z jego tematem, rozpoczęliśmy je od spaceru poznawczego z przewodniczką Jitką po historycznym centrum miasta z metryką od 976, a na obecnym miejscu od 1295 roku.

Zwłaszcza Rynku, obecnie Náměsti Republiky (Placu Republiky) i jego okolic. W północnej części Rynku stoi, zlokalizowana na nim asymetrycznie, gotycka katedra z najwyższą w Czechach, 103 metrową wieżą z platformy na szczycie której rozciągają się widoki na Plac, Stare Miasto i okolice. A w jej pobliżu barokową Kolumną Morową. Pozostała zaś, rozległa, południowa część Náměsti, jest obecnie miejscem Bożonarodzeniowego Jarmarku. O którym, jego programie i imprezach towarzyszących, ciekawostkach oraz niektórych cenach napiszę za kilka dni. Podobnie jak osobno o innych atrakcjach miasta.

Degustacja potraw bożonarodzeniowych

M.in. o Wielkiej Synagodze, drugiej po budapeszteńskiej pod względem wielkości w Europie, którą podczas sierpniowego programu prasowego mogliśmy obejrzeć tylko z zewnątrz. A także o wspaniałych zbiorach muzeów: Diecezjalnego, Zachodnioczeskiego, Marionetek. W programie naszego pobytu znalazły się również popularne placówki gastronomiczne i dania czeskiej kuchni. Kolacja w tradycyjnej czeskiej restauracji „U Salzmannu”, którą miałem okazję poznać już podczas poprzedniego pobytu, okazała się degustacją kilku typowych potraw bożonarodzeniowych.

Bardzo różniących się od naszych wigilijnych. Zaserwowano nam zupę rybną w postaci kremu, czeską „kubę” – niewielkie danie na zimno oraz smażonego karpia z… sałatką rybną. Oczywiście do piwa, lub jakiegoś napoju bezalkoholowego. Konsumpcję każdego z dań poprzedzała informacja szefa kuchni na temat jej tradycji i sposobu przyrządzania, z odpowiedziami na pytania dziennikarzy. W przypadku karpia zaskoczony byłem nie tylko połączeniem go z sałatką ziemniaczaną na zimno, ale również grubą na kilka milimetrów „koszulką” z tartej bułki, w której smażona była ryba.

„Purkmistr” w czernicach, na obrzeżach miasta

Zasugerowałem szefowi kuchni, żeby spróbował karpia usmażonego „po polsku”. Nie oblepionego tartą bułką, która wchłania mnóstwo tłuszczu, lecz tylko lekko obtoczonego w mące, lub nawet bez niej. I porównał smaki smażonej na te dwa różne sposoby ryby. Obiad następnego dnia połączony został z… łaźnią piwną w karczmie i niewielkim browarze „Purkmistr” na obrzeżach  miasta. To bardzo ciekawe miejsce. W znaku firmowym ma dwugarbnego wielbłąda – dromadera. Nawiązując w ten sposób do historii umieszczenia tego zwierzęcia w herbie miasta, a później także kraju – województwa.

Pisałem o tym szerzej w relacji „Z grunwaldzkim wielbłądem w herbie” opublikowanej na naszych lamach we wrześniu. Przypomnę więc tylko podstawowe fakty. Władysław II Jagiełło (ok. 1362-1434) otrzymał w darze od swoich sojuszników w bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku, Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda i jego lennika, chana Złotej Ordy Dżalala al-Dina, kilka wielbłądów. Jednego z nich podarował później czeskim rycerzom pomagającym mu w wojnie polsko – krzyżackiej 1431-1435. Do Czech tego wielbłąda przyprowadził ich dowódca, husyta Jan Čapek z Sán.

Karczma, browar i łaźnia piwna

Podczas oblężenia katolickiego Pilzna przez husytów w 1433-1434 roku, jego obrońcy w trakcie wypadu za mury zdobyli tego wielbłąda i przyprowadzili do miasta. A cesarz i król Czech Zygmunt Luksemburski uznał to za tak ważne wydarzenie, że w roku 1434 dodał to zwierzę do herbu miasta i pozostaje ono w nim nadal. „Purkmistr” (Burmistrz) szczyci się tym, że jako podmiejska karczma w Czernicach, obecnie w granicach miasta, istniał od roku 1603. Zaś obecny browar przy niej powstał w roku 2007. W zespole tym jest również 4* hotel, a specjalnością są… kąpiele piwne.

W otrzymanych folderach znalazłem sporo dalszych informacji o tym zespole, określanym jako Pivovarský dvůr Plzeň. Czyli Dwór piwny. Składa się ze wspomnianego hotelu z 65 miejscami w pokojach różnych kategorii, browaru warzącego 1500 hektolitrów kilku gatunków piw pod marką „Purkmistr”. I to według tradycyjnych receptur browaru w Domażlicach istniejącego od roku 1341, później najstarszego mieszczańskiego, czynnego do roku 1996. Z chmielu najwyższej jakości ze sławnego regionu Żatec. W barze piwnym koło głównego kotła jest 100 miejsc siedzących. A piwniczce z XVII wieku 22 miejsca.

Szynk w dawnej aptece

Purkmistr specjalizuje się w turystyce konferencyjnej – do dyspozycji gości jest sala na 80 miejsc, a także turystyce piwnej. Posiada też salę do bowlingu z trzema ścieżkami do gry, tak, że równocześnie mogą korzystać z niego 24 osoby, a przy niej bar. Restauracja na 110 miejsc  oferuje dania kuchni czeskiej i międzynarodowej. A łaźnia piwna, pierwsza w Pilźnie, proponuje kąpiele leczniczo – regeneracyjne w temperaturze 35ºC w specjalnym gatunku piwa, ze słodem, drożdżami i innymi dodatkami. W Czernicach stoi też niewielka stara kaplica, są również inne, czynne głównie od wiosny do jesieni, placówki noclegowe i gastronomiczne.

Ponieważ łaźnia piwna jest niewielka, w naszym przypadku podzieleni zostaliśmy na dwie grupki: damską i męską. Aby nie tracić czasu, gdy jedna zażywała niezwykłej kąpieli, druga jadła obiad, wybierając z karty dań to, na co kto miał ochotę. Tego samego dnia kolację mieliśmy w niewielkim šenku (szynku) z restauracją „Lekarna” (Apteka) mieszczącym się w pomieszczeniach po niej, w jednej ze starych kamieniczek w pilzneńskim rynku. Nie było to jednak przeżycie warte powtórzenia. Gwar, że użyję tego delikatnego słowa, w niewielkim szynku z zaledwie kilkoma stołami był taki głośny, że, jak określiłem to żartobliwie, „nie byłem w stanie rozumieć własnych myśli”.

Tu nie widać kryzysu w gastronomii

Ale obserwując tłok, konieczność wcześniejszego zamawiania miejsc i tłoczących się przed wejściem ludzi mających nadzieję, że uda się im jakość wejść w piątkowy czy sobotni wieczór do tutejszych popularnych lokali, mogę tylko stwierdzić: nasi, obecnie „robiący bokami” z braku konsumentów restauratorzy, mają czego zazdrościć czeskim kolegom. Innym „gastronomicznym” doświadczeniem z tego wyjazdu była wizyta w „Cafe” w dzielnicy Na Slovanech, w której, oraz obok niej, zorganizowano mały „rodzinny” jarmark bożonarodzeniowy. I degustacja w nim słynnych czeskich świątecznych ciasteczek.

Ale o nim napiszę już razem z relacją z jarmarku w Rynku. Ostatni posiłek, obiad przed wyjazdem na lotnisko w Pradze, mieliśmy w karczmie – restauracji „Na Parkanu” vis a vis „naszego” hotelu i obok Muzeum Piwowarstwa i wejścia do historycznych Podziemi Pilzna. Miałem okazję poznać jej niezłą kuchnię już podczas poprzedniego tu pobytu. Tym razem, aby nie tracić czasu na indywidualne zamawianie dań, zaordynowano nam wszystkim typową czeską zupę oraz pieczoną kaczkę z knedlikami i czerwoną kapustą. Niezłą, ale zapytany jak mi smakowała, musiałem szczerze odpowiedzieć: albo ta kaczka była dosyć stara, albo ja jestem już tak stary, że pamiętam iż jadałem smaczniejsze.

Dom Brummelów – dzieło Adolfa Loosa

Jedzenie i lokalna kuchnia, to oczywiście niezbędne elementy każdego wyjazdu. Ale najważniejsze w naszym przypadku było poznawania atrakcji Pilzna. Jedną z nich, poza wspomnianymi, był Modernizm w architekturze, zwłaszcza wnętrz, z zachowanymi dziełami słynnego inżyniera i architekta Adolfa Loosa. Pisałem o nim niedawno, ale podczas sierpniowego pobytu byłem w stanie obejrzeć tylko jedno z kilku zaprojektowanych przez niego mieszkań, w tym trzech najważniejszych. Tym razem zobaczyłem chyba najciekawsze, Dom Brummelów przy ul. Husa (Husova 58) stojący trochę dalej od centrum. Oczywiście także oddział muzeum.

Świetnie zaprojektowane, chociaż zgodnie z mieszczańską modą przed stuleciem z głównymi pokojami w amfiladzie. Ale indywidualnie wykonanymi meblami, dobieranymi detalami, szafeczkami i skrytkami w meblach, ozdobami ścian, lampami sufitowymi, ściennymi i stojącymi, nawet specjalnie zaprojektowanymi naczyniami i detalami ze szkła, rzeźbami, ozdobami itp. Krótkie, ale ciekawe były wizyty w Planetarium i Centrum Nauki Techmania. Z ponownego zwiedzania Podziemi, o których też niedawno pisałem, tym razem zrezygnowałem. Czas wykorzystałem na zobaczenie czegoś innego. Organizatorki naszego pobytu w mieście zaproponowały bowiem także, w pozostawionym nam czasie wolnym, inne atrakcje.

Roraty w katedrze i ciekawe muzea

M.in. udział w niedzielę o godzinie 6.45 w roratach – unikalnym nabożeństwie adwentowym z czeskimi śpiewani w katedrze św. Bartłomieja. A także samodzielne zwiedzanie najważniejszych muzeów, zapewniając do nich bezpłatne bilety, bo w Czechach, niestety, legitymacje dziennikarskie nie są w nich honorowane. Skorzystałem chyba z wszystkich możliwych. Niestety niektóre interesujące mnie, chociażby Muzeum Etnograficzne, czy Galeria Zachodnioczeska w historycznych Kramach Mięsnych, są aktualnie nieczynne. W sumie był to jednak bardzo ciekawy i owocny wyjazd, chociaż grudniowa pogoda „nie rozpieszczała nas”.

Nie widzieliśmy ani przez chwilę chociażby jednego słonecznego promienia, a pierwsze popołudnie i wieczór przeznaczone na indywidualne zwiedzanie Bożonarodzeniowego Jarmarku, trochę psuła mżawka zmieszana z drobnym śniegiem. Na szczęście w pozostałe dni nie padało, była więc możliwość dokładniejszego obejrzenia tej głównej w programie imprezy zarówno w dzień jak i w nocnym oświetleniu. O niej, jak już zapowiedziałem, napiszę wkrótce. A następnie o innych pilzneńskich atrakcjach.

a