piątek, maj 03, 2024
Follow Us
środa, 26 styczeń 2011 00:33

Bóg mści się poprzez słowo Wyróżniony

Napisane przez Przemysław Skrzydelski
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Przemysław Skrzydelski, krytyk teatralny m.in. Dziennika i portalu Kurier365.pl Przemysław Skrzydelski, krytyk teatralny m.in. Dziennika i portalu Kurier365.pl

Dwa fundamentalne dramaty Samuela Becketta Antoni Libera po raz pierwszy wystawia razem, jeden po drugim, ale tylko „Końcówka" zapadnie w pamięć. I to na długo.

Jednak jako pierwsze zobaczyliśmy„Szczęśliwe dni". Czy {jumi [*4]}miały one stanowić klucz do „Koncówki"? Chyba na próżno szukać tutaj wygodnego uzasadnienia, w końcu Libera przede wszystkim już od kilku lat planował powrót do „Końcówki", którą ostatni raz realizował w Warszawie w 1997 roku. Wygląda zatem na to, że monolog Winnie usytuował się w obecnym projekcie trochę jako dodatek, a trochę prawem wydarzenia na specjalnych zasadach, w końcu to zupełnie nowy, z wielkim trudem otwarty, rozdział w historii sceny Teatru Polskiego. Wyrafinowane intertekstualne paralele zawsze się rzecz jasna znajdą, w obu dramatach wspólnych tropów bez liku, ale trudno uznać, że stanowi to wystarczający pretekst do „podwójnego spektaklu". Sytuacją z marzeń byłoby znalezienie takiego pretekstu w aktorce. Jednak Olga Sawicka dotyka Winnie tylko powierzchownie. Nastawiona wyłącznie na precyzję gubi to, co wydaje się dla tej roli najistotniejsze. Własne doświadczenie, osobisty rys, który nadawałby rangę wiarygodności scenicznemu zdarzeniu, i to niezależnie od tego, na ile wydaje się ono odrealnione czy wręcz absurdalne. Po raz kolejny, także w przypadku inscenizacji Libery, daje o sobie znać potraktowanie Becketta jako morderczo surowej partytury, gdzie najmniejsze odstępstwo z założenia burzy do końca określoną strategię znaczeń i podtekstów. Nie sposób pozbyć się wrażenia, że Sawicka jako Winnie tego właśnie się boi. Że zmieniając już choćby samą intonację głosu czy symbolikę gestu, zapłaci cenę najwyższą, zaprzepaszczenia całej postaci. Ciasne ramy, w których się umieściła, ograniczają monolog do zadania scenicznego. Po piętnastu minutach takiego odmierzonego popisu łatwo już zapomnieć, kto to Winnie, skąd ta góra piasku, i po co tak niedorzeczna sytuacja każe nam skupiać na sobie uwagę. Sawicka gra do widza, próbuje znaleźć jakiś kod porozumienia, choćby po to, by uzasadnić swoją relację z Willym (Zdzisław Wardejn). Pamiętam, że podobny błąd popełniła kilka lat temu w tej samej roli, choć osadzonej w innym kontekście, Krystyna Janda.

Po przerwie czeka nas „Końcówka". Przecierałem oczy ze zdumienia, bo przecież oba spektakle przygotował ten sam Libera, a dzieli je przepaść.

Ta „Końcówka" to seans dominacji, zniewolenia. Nie ma wątpliwości, że Hamm (Andrzej Seweryn) i Clov (Jarosław Gajewski) toczą bój o przetrwanie. Pierwszy próbuje zdominować drugiego, choć doskonale wie, że obaj dostarczają sobie resztek egzystencjalnego tlenu, by przetrwać w martwym bunkrze. Są dla siebie jedyną gwarancją istnienia. A jednak relacja kata i ofiary zostaje przez Liberę zaznaczona niezwykle wyraźnie. Mimo że chwilami zarówno Seweryn, jak i Gajewski balansują na granicy ironii, to trudno nie zauważyć, że to ironia jeszcze bardziej podsycająca wzajemną torturę, jeszcze przemyślniej wyrafinowana. Nie ma chyba większego sensu szukanie porównań dla tego, co z roli Hamma udało się uzyskać Sewerynowi: czy odwołamy się do Tadeusza Łomnickiego i jego kreacji sprzed bodaj dwudziestu pięciu lat, czy też domniemywać będziemy, jak rozplanowałby swoją postać Zbigniew Zapasiewicz, dla którego kilka lat temu Libera obmyślał tę „Końcówkę". Nasz aktor grający dla Comédie-Française ukazał coś, co zapewne byłoby też wspólnym mianownikiem dla obu wielkich jego poprzedników. Bezkompromisowe przekonanie co do własnych możliwości, wypracowanego latami doświadczenia, jakie w tej dawce już rzadko może oszukać. Cóż, musi w tym być jakaś cząstka aktorskiego egoizmu, teatralnej dumy. I chyba dobrze, że tak jest. Także dzięki temu Seweryn odnajduje dla swego Hamma niepodrabialną charakterystykę: majestatycznie panuje nad słowem, które staje się jedyną możliwością zachowania własnej pozycji w stosunku do Clova. Mimo że Bóg jest jeszcze gdzieś indziej, Hamm przebiera się w jego szaty, by własną opowieścią wytyczyć ramy świata. Poprzez słowo staje się uzurpatorem, teologiczną podróbką. W tym wyniszczającym układzie dla Clova nie ma ratunku. Gajewski skrajną fizycznością ukazuje własną przegraną. Właściwie jest mu już wszystko jedno, czy wykona kolejne zadanie i rozkaz Hamma, jego świat został całkiem zdegradowany, ciało wykonuje ruchy marionetki.

Przemysław Skrzydelski

Teatr Polski w Warszawie (Duża Scena)

Reż.: Antoni Libera

Przekład: Antoni Libera

Scenografia: Dorota Kołodyńska

„Szczęśliwe dni"

Olga Sawicka (Winnie), Zdzisław Wardejn (Willie)

„Końcówka"

Jarosław Gajewski (Clov), Andrzej Seweryn (Hamm), Olga Sawicka (Nell), Zdzisław Wardejn (Nagg)

Premiera: 15 stycznia 2011
{jumi [*8]}

a