Ważący 10 kilogramów „Żelazny człowiek” to przedstawienie buddyjskiego bóstwa Wajśrawany. Pochodzi prawdopodobnie z pre- i wczesnobuddyjskiej kultury Bon, co pozwala ustalić jego wiek na ok. 1000 lat. Do Europy trafił dzięki ekspedycji niemieckiego zoologa Ernsta Schäfera, którego ekspedycję do Tybetu poparł i sfinansował Heinrich Himmler, prawa ręka Adolfa Hitlera. Na Wajśrawanę wybór padł prawdopodobnie z powodu znajdującej się na korpusie figury swastyki.
Choć wyprawa Schäfera brzmi jak wspaniałe tło dla jednego z filmów Lucasa, większość znalezisk przesłanych do Rzeszy była natury jak najbardziej przyziemnej – ziarna zbóż, obserwacje antropologiczne i opisy gatunków. Jednak najnowsze badanie zespołu pod dowództwem Elmara Buchnera, doktora nauk planetarnych na Uniwersytecie Sztutgardzkim wskazują na niespodziewanie fascynujący rodowód jednego z nielicznych sprowadzonych z Tybetu artefaktów.
- Posążek został wyrzeźbiony z syderytu (żelazistego meteorytu), fragmentu meteoru Chinga, który spadł na obszar miedzy dzisiejszymi Mongolią i Syberią 15 tysięcy lat temu – tłumaczy dr. Buchner – Chociaż jego pierwsze pozostałości zarejestrowali dopiero poszukiwacze złota w 1913 r., wierzymy że poszczególne fragmenty dostały się w ręce ludzi całe wieki wcześniej.
Statuetka Wajśrawany to jedyna podobizna ludzka wykonana z „spadającej gwiazdy”. Jeśli faktycznie wykonana była w XI wieku, jak uważają badacze, to jest absolutnie unikalna i prawdopodobnie bezcenna – a na pewno bardziej interesująca niż diamentowa czaszka z ostatnich przygód Indiany Jonesa!
{jumi [*7]}