Wokół warszawskiego „Mordoru", czyli centrum biurowego na Służewcu, narosło wiele legend. Tak samo, jak wokół pracy i kariery w korporacjach.
Praca w „Mordorze", jak wynika ze wspomnianej publikacji, przypomina najmroczniejsze antyutopie. Armia ludzi-robotów, ścisła hierarchia, brak miejsca na jakiekolwiek ludzkie odruchy, praca ponad siły, stymulatory od napojów energetycznych począwszy, a na prawem zakazanych używkach skończywszy... Przyznam, że znam osoby pracujące w międzynarodowych firmach, jednak żadna z nich nie pasuje do stereotypu niewolnika, sypiającego po cztery godziny na dobę i wypijającego litry energetyków w ciągu doby. Bez wątpienia, zdarzają się zapewne i takie przypadki, ale czy są one dla tego rodzaju firm reprezentatywne?
Jeszcze kilkanaście lat temu negatywny obraz pracy w korporacji byłby bliższy prawdy. Dzisiaj wielkie firmy są trendsetterami w obszarze CSR. Ich menedżerowie zdają sobie również sprawę, że wszelkie nieprawidłowości w takiej firmie stanowią pożywkę dla mediów. Dlatego do standardów pracy przykłada się większą wagę. Ba, czasem wręcz dochodzi do wylania dziecka z kąpielą. Są bowiem korporacje, w których czas pracy przestrzegany jest na tyle rygorystycznie, że zatrudnione tam osoby mają zakaz przebywania w biurze więcej, niż ustawowe osiem godzin. Skutkuje to koniecznością dokończenia pilnych projektów w domu, wożenia autem papierów i laptopa – słowem, więcej kłopotów, niż pożytku.
Korporacje nie związują z sobą pracowników metodami ze świata niewolników, ale stawiają na możliwość wewnętrznego awansu – od stażysty do członka zarządu. I jest to faktem. Bardzo atrakcyjnymi programami pracowniczymi chwali się np. Biedronka, w której zdecydowana większość stanowisk obsadzana jest właśnie w ramach awansów wewnątrzfirmowych. Podobnie jest w innych sieciach handlowych, Lidlu czy Tesco. Oddany, dobrze zarabiający, znający branżę pracownik jest przecież nieskończenie więcej wart od przepracowanego, słabo opłacanego wyrobnika. Z tekstu w „Rzeczpospolitej" to jednak nie wynika.
A teraz kamyczek do ogródka tych, którzy pracę w strasznych korporacjach przeciwstawiają rozkoszy własnej działalności gospodarczej. Z badań cytowanych przez Gazeta.pl wynika, że co czwarty Polak prowadzący taką działalność żałuje, że się na nią zdecydował. Powody? Wbrew pozorom, nie tylko i nie przede wszystkim podatki i państwowa biurokracja. Głównie problemy z płatnościami kontrahentów, z dobrymi pracownikami, z utrzymaniem się na rynku w obliczu aktywnej konkurencji. Jeśli szukać przykładów osób, które od lat nie były na wakacjach, pracują kilkanaście godzin na dobę i zapomniały, co to życie prywatne – to właśnie w tym sektorze, nie w korporacjach. I tym większy szacunek dla polskich małych przedsiębiorców, którzy zaciskają zęby, nie poddają się i wierzą, że w końcu po burzy zaświeci słońce.
To właśnie o grupie zajmującej się własną działalnością gospodarczą , a nie o etatowych pracownikach korporacji, powinniśmy częściej myśleć.