sobota, maj 11, 2024
Follow Us

...swego nie znacie Wyróżniony

Napisane przez Agnieszka Skórska-Jarmusz
Oceń ten artykuł
(2 głosów)
Stara Pomarańczarnia Stara Pomarańczarnia
Bramą strzeżoną przez lwy wkraczamy w barwny świat urzeczeń. Latem Stara Pomarańczarnia tonie w różach i rododendronach. Zimą spowita jest białym puchem.

I jak niegdyś artysta-pochlebca, projektując kurtynę do znajdującego się we wnętrzu budynku dworskiego teatru dowodził, że mityczny Parnas mieści się w Łazienkach, tak my, wkraczając w cudowny zakątek Różanego Ogrodu, dajemy się ponieść iluzji, iż to co widzimy, to nie tyle już Parnas, co Eden.
Raj dla rzeźby, przede wszystkim. Ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski - zgodnie z żywą wówczas ideą „muzeum nowoczesnego” - kazał przyzdobić ogród przed oranżerią posągami z otoczenia dawnej Łaźni marszałka Lubomirskiego. Po wojnie, w samym jego środku, w miejscu gdzie teraz bije w górę fontanna, stał pomnik księcia Józefa Poniatowskiego, ten sam, który dziś dumnie wznosi się przed Pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu. Niewiele osób wie o tym epizodzie w historii Łazienek. Teraz ogród zdobią pokryte patyną czasu popiersia Cezarów i wizerunki harmonijnie zbudowanych grecko-rzymskich bóstw. Pokusa, by przysiąść na jednej z licznych ławeczek, strząsnąć z siebie wielkomiejski zgiełk i pomedytować chwilę, jest nieodparta, a przecież to tylko preludium wyprawy w świat wyznaczony rytmem precyzyjnych uderzeń dłuta. Pomarańczania skrywa bowiem jeden z najbardziej imponujących zbiorów rzeźby, jakie możemy podziwiać w Polsce, kolekcję bogatą, pełną i unikatową. Największą w kraju. I co najważniejsze, wbrew muzealnym praktykom, niemal w całości prezentowaną w salach ekspozycyjnych...
Niektórzy mogą się dziwić: Galeria Rzeźby w muzeum wnętrz, w rezydencji ostatniego monarchy Rzeczpospolitej? Ależ tak! I nie ma w tym żadnej sprzeczności. Sam Król – esteta i amator sztuki byłby zachwycony. Zamierzał urządzić jej namiastkę we foyer dworskiego teatru w Pomarańczarni. Całymi latami gromadził gipsowe odlewy najsłynniejszych dzieł antycznych, łącząc walor estetyczny z dydaktyką – koronowany mecenas śnił o pokoleniu rodaków o talencie na skalę Michała Anioła, kształconych w rodzimej akademii. Marzenie, jak wiele innych w życiu monarchy, niezrealizowane, pogrzebane w niepamięci, urzeczywistnione dopiero po latach...
Jak zwykle dopomogły przysłowiowe łut szczęścia i ślepy traf. Wieloletni dyrektor Łazienek prof. Marek Kwiatkowski lubi podkreślać, że brzemienne w skutki naukowe odkrycie nastąpiło w trakcie... snu. Zmieniając atrybucję rysunków, przypisanych uprzednio do rezydencji Teppera w Falentach wg koncepcji Sz. B.Zuga i wiążąc je z tworzonym przez J. Ch. Kamsetzera na zlecenie Króla projektem wystroju oranżerii Kwiatkowski postawił pierwszą, ozdobną literę w nowym rozdziale ekspozycji dzieł sztuki w Królewskich Łazienkach. Było łatwo i trudno zarazem. W historii muzealnictwa rzeźba nigdy nie została należycie doceniona: wymaga wszak wielkiej przestrzeni ekspozycyjnej, koniecznej, by dzieło oglądać zed wszech stron. Sen zainspirował, przypadek dopomógł. Gdy chluba polskiej archeologii, prof. Kazimierz Michałowski potrzebował sal, by zaprezentować zbiory sztuki egipskiej, zalegające w Muzeum Narodowym zbiory rzeźby stały się nieco kłopotliwe. Jak mówią: po kopiejkę i car się schyli, a wartość tego, co Łazienkom samo pchało się „w ręce”, była znacznie wyższa. Powoli zapełniało się foyer teatralne i Ogród Zimowy, potem przyszedł czas na kolejne sale, a historia tworzenia galerii przypomina muzealniczy western. Balansując na cienkiej linii legalności Kwatkwski zdbywał kolejne obiekty, jak wtedy, gdy pozyskując ekspozycyjną przestrzeń i eksmitując lokatorów z Pomarańczarni (nie do wiary! Muzeum było niegdyś zamieszkane) Kwiatkowski mistyfikował możliwość pożaru.
Rzeźby pozyskiwano z Muzeum Narodowego (dawna własność Zachęty), z Królikarni, od prywatnych darczyńców. Nie brak przy tym zabawnych, choć w danej chwli z pewnością ambarasująych sytucji. Jak choćby historia z popiersiem Ireny Lorentzowej dłuta Henryka Kuny. Na usilne prośby współpracownika Lorentz zgodził się przekazać galerii portret żony. Ta jednak, odkrywszy brak swej podobizny, podniosła lament. Powodem nie było jednak przywiązanie do dzieła, lecz... pieczołowicie ukryte wewnątrz rodzinne precjoza, które wraz z rzeźbą, na chwilę, trafiły do Pomarańczarni... Tak zgromadzono bszerny zbiór obejmujący dzieła datowane od początku XVII wieku do czasów ostatniej wojny. Nad całością przejęła pieczę Maria Irena Kwiatkowska, nie mająca sobie równych w Polsce badaczka dziejów rzeźby. Najnowszym epizodem w dziejach Galerii jest pozykanie kolekcji warszawskiego oddziału Związku Artystów Rzeźbiarzy - cenny dowód uznania dla szczególnej estymy, którą w Łazienkach otacza się rzeźbę od zawsze.
Realizacja artystycznego testamentu ostatniego króla wzmacnia i tak wyrazistą, jasno nakreśloną markę Muzeum, miejsca gloryfikującego oświeceniowe ideały

a