Podobnie jak w przypadku sąsiadującej z nim Mongolii, Kazachstan kojarzy się głównie z rozległymi stepami i pustyniami. Skojarzenie to, choć jak najbardziej trafne, oddaje specyfikę kraju w niewielkim stopniu i od stosunkowo niedawna. Jeszcze do lat 60. ubiegłego wieku Kazachstan dysponował dużymi połaciami żyznej ziemi, szczególnie wzdłuż dwóch największych rzek, Amu-darii i Syr-darii, oraz wokół Jeziora Aralskiego, wtedy czwartego pod względem powierzchni jeziora na ziemi. Radykalna zmiana przyszła wraz z rabunkową polityką władz sowieckich, które odprowadziły wodę z rzek w celu nawodnienia pól bawełny; „białe złoto” miało się stać (i jest do dziś) głównym produktem eksportowym kraju.
{gallery}6148{/gallery}
Odwiedzających środkowy Kazachstan nieodmiennie szokuje widok niegdyś żyznych terenów zamienionych w jałową pustynię. Tam, gdzie kiedyś pływały łodzie rybackie, dziś nie ma nic poza białą pustką. O skali katastrofy może świadczyć zresztą sam kolor podłoża; po wyjściu z samochodu terenowego (innym nie sposób dostać się w głąb pustyni) jedynym dźwiękiem naruszającym głęboką ciszę jest chrzęst pod stopami. Szybkie spojrzenie wystarczy, żeby ustalić źródło hałasu – to miliony maleńkich, białych muszli - smutne przypomnienie o życiu, którym Jezioro Aralskie niegdyś tętniło.
W pozostałych po akwenie nieckach nie przeżyje dziś nic poza najbardziej wytrwałymi zwierzętami. Przyczyną jest zbyt wysoki poziom zasolenia, wynoszący ok. 10% objętości wody – ponad dziesięciokrotnie więcej niż jeszcze 50 lat temu. Błyskawiczne wyniszczenie okolicznej fauny było katastrofą dla miejscowej ludności, szczególnie zaś dla pobliskiego Aralska. Niegdyś miasto utrzymywało się z połowu i przetwórstwa rybnego. Dziś port położony jest w odległości 25 km od linii brzegu.
Czasy świetności Aralska można dziś przywołać jedynie dzięki lokalnemu muzeum, którego zbiory boleśnie kontrastują z rzeczywistością. Ze zdjęć na ścianach uśmiechają się do odwiedzających rybacy podtrzymujący z wysiłkiem sieci wypełnione rybami, zaś na ciągnącym się po horyzont jeziorze dziesiątki innych statków kończy właśnie swój dzienny połów. Najbardziej przejmuje właśnie widok statków, a raczej tego, co z nich pozostało. Cztery z nich pozostawiono w porcie na pamiątkę, albo może raczej ku przestrodze. Widoku portu z pordzewiałymi statkami, za to bez wody w polu widzenia, nie da się z niczym porównać.
Lecz większe dziwy czekają na tych, którzy zapuszczą się głębiej w białą pustynię. Gdy opadnie już kurz wzbity przez wszystkie cztery koła wynajętego jeepa, niejednokrotnie oczom turysty ukażą się „karablie” (jak nazywają swoje dawne kutry miejscowi) oparte o wzgórze lub stojące niemal na sztorc w jakimś zagłębieniu – porzucone, do połowy rozebrane, zasypywane piaskiem i smagane przez wiatry. Jak gdyby na coś czekały.
{jumi [*6]}