Choć, jak podkreśla ekonomista, sprawa Amber Gold nie powinna zrażać inwestorów do rynku złota, to można znaleźć inne powody, by ich od takich inwestycji odwieść.
– Ten kruszec jest już bardzo drogi. Od 11 lat trwa hossa. Niektórzy dopatrują się bańki spekulacyjnej w wymiarze międzynarodowym. Z bańką spekulacyjną mamy do czynienia wtedy, gdy bardzo dużo osób kupuje daną rzecz ze względu na spodziewane wzrosty cen – tłumaczy w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Maciej Bitner.
A rynek złota w tym kierunku zmierza. Co druga sztabka kupowana jest w celach inwestycyjnych. Jeszcze parę lat temu było to zaledwie 8 proc. rynku.
– Wtedy rynek był dużo zdrowszy, kiedy ludzie kupowali złoto, żeby zrobić z niego np. biżuterię. Teraz ludzie kupują przede wszystkim z myślą o przyszłej odsprzedaży. W ten sposób gromadzi się bardzo duży zapas złota, w szczególności w funduszach ETF, ale też w sztabkach, w prywatnych zbiorach. W końcu to złoto z powrotem trafi na rynek, a wtedy będzie wyprzedaż i spadki cen – prognozuje główny ekonomista Wealth Solutions.
Jak wyjaśnia, takie zjawisko nie nastąpi nagle. Cały czas wśród inwestorów dominuje silne przekonanie, że złoto to dobra i bezpieczna lokata kapitału. Jednak, zdaniem Macieja Bitnera, każdy trend spadkowy, utrzymujący się nieco dłużej niż zwykle, może spowodować, że ta wiara upadnie i rozpocznie wyprzedaż zapasów surowca.
– Dopiero, kiedy ludzie zaczną sprzedawać swoje złoto zgromadzone prywatnie czy w funduszach ETF, to wtedy można mówić o początku bessy. Na razie ten sentyment inwestorów jest zbyt silny – dodaje Maciej Bitner.
W złoto ufają również banki centralne na całym świecie, które posiadają ok. 32 tysięcy ton tego kruszcu.
– Od zeszłego roku banki centralne w Europie Zachodniej i w USA zamiast sprzedawać złoto ze swoich zbędnych rezerw z czasów standardu złota, całkowicie zaprzestały tej działalności, a inne banki w krajach rozwijających się zaczęły nagle złoto kupować. Czyli banki przestały być elementem podaży, stanowiły ok. 15 proc. rocznej podaży, a stały się w takim zakresie uczestnikiem popytu na złoto – mówi Bitner.
Przed kryzysem banki sprzedawały rocznie ok. 400 ton tak, by złoto w małych ilościach wracało na rynek. W ostatnich latach na sprzedaż minimalnych zasobów złota zdecydował się tylko niemiecki bank centralny.
Zdaniem eksperta, również w tym przypadku tendencja się odwróci, czyli banki centralne będą sprzedawać złoto, jeśli jego cena zacznie spadać.
– To nie jest do końca logiczne – uważa ekonomista Wealth Solutions. – Właściwie to jest najlepszy moment na sprzedaż złota, kiedy jest ono rekordowo drogie, a nie kiedy zacznie tanieć. Długoterminowo złoto bankom centralnym nie jest potrzebne, nie generuje przychodu, tylko leży w skarbcach. A przydałoby się gospodarce czy jubilerom, by można było je jakoś wykorzystać.
{jumi [*9]}