niedziela, maj 05, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/21287.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/21287
poniedziałek, 22 czerwiec 2015 00:00

Bezdroża: Dżogło - o Chinach i nie tylko, inaczej Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Autor, architekt i podróżnik, który dla tej drugiej pasji porzucił wkrótce po studiach pracę kraju, opisuje swoją podróż, ściślej ucieczkę z Pekinu do Tybetu przed tytułowym Dżogło. W trzech rozdziałach: Niech Będzie, Jak Chce Wiatr; Niech Będzie, Jak Chce Ziemia; Niech Będzie Jak Chce Ogień; poprzedzonych Sublimacją, a zakończonych Resublimacją i Postscriptum. I w XXIX częściach, z własnymi zdjęciami. Rozczaruje się jednak, a przynajmniej będzie zaskoczony czytelnik, który biorąc ja do ręki spodziewa się kolejnej książki podróżniczej po ciągle tak mało u nas znanym Państwie Środka.

Chociaż o nim, ale nie tylko, dowiedzieć się może z niej bardzo dużo. I to faktów, których brak na ogół w przewodnikach i popularnych publikacjach. Forma relacji z podróży jest bowiem tylko pretekstem do przedstawienia wspomnień, wrażeń i przemyśleń autora na wiele tematów. W tym tytułowego Dżongło. Jest to, wyjaśnia on w tekście, tajemniczy byt tak właśnie nazywany przez tuziemców. Zaś przez niego rozumiany – to już moja interpretacja, gdyż dosłownie nie zostało to napisane – jako wszelakiego rodzaju autorytaryzmy, systemy policyjne oraz wszechwładza powiązanej z nimi biurokracji, także lokalnej.
„Religią Dżongła – zacytuję, a autor powołuje się na opinie współczesnych Chińczyków – stał się pieniądz, a moralność to przeszkoda w karierze". I dalej: „Nowe pokolenie wyjałowione z tradycji i religii otrzymało wyraźny sygnał, że nowym celem, bogiem i wytyczną jest bogactwo – a to było czymś relatywnie nowym, czymś, czego przez dekady nie mógł doświadczyć zwykły obywatel." Autora interesują jednak również formy i sposoby oporu przeciwko różnym przejawom autorytaryzmu stosowane w Chinach i innych państwach bądź społecznościach lokalnych.
Ale o tym wszystkim czytelnik dowiaduje się stopniowo. Z niezliczonych wtrętów w zasadniczy nurt narracji. Nierzadko przekraczających go objętościowo. I z zaskakującymi nierzadko przeskokami myśli. Co powoduje, że jest to książka trudna w lekturze. Ludziom przyzwyczajonym do, lub lubiącym tradycyjną narrację z jednością czasu i miejsca, ew. niewielkimi od nich odstępstwami, mogącą kojarzyć się z chaosem myśli, niekiedy nawet na granicy bełkotu. Powoli jednak w trakcie lektury, z mnóstwa faktów, ocen i opisywanych wrażeń autora, wyłania się kilka zasadniczych tematów.
Czytelnik dowiaduje się sporo o samym autorze i jego azjatyckich losach. Pasji podróżowania – 40 tys. kilometrów przejechanych drogami i bezdrożami nie tylko Chin, ale również Afganistanu, Indii, Indonezji, Japonii i innych krajów. Jego badaniach nad autorytaryzmami, zwłaszcza faszyzmem i komunizmem oraz związków z nimi... ruchu olimpijskiego. Szczególnie sporo uwagi autor poświęca w wielu miejscach, niekiedy wręcz obsesyjnie, byłem prezydentowi Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juano Antonio Samaranchowi (1920-2010).
Byłemu faszyście, członkowi hiszpańskiej partii faszystowskiej Movimento oraz sympatykowi innych totalitaryzmów, który ze stanowiska ambasadora Hiszpanii w Moskwie trafił, przy poparciu Kremla, na fotel szefa M.K.Ol. To zresztą głównie dzięki niemu prawo zorganizowania Igrzysk Olimpijskich w 2008 r., stanowiących punkt odniesienia wielu uwag w tej książce, otrzymał Pekin. Za co Chiny zrewanżowały mu się pośmiertnie stworzeniem, ogromnym kosztem, poświęconego mu muzeum. Skoro o faszyzmie mowa, warto wspomnieć o opisanym w książce niemieckim ruchu powstałym pod koniec I wojny światowej – Towarzystwie Thule.
Jego członkiem był ponoć również m.in. Rudolf Hess, zastępca Adolfa Hitlera, skazany w Norymberdze za zbrodnie nazistowskie. Celem tego towarzystwa było odnalezienie korzeni rasy aryjskiej, z odwoływaniem się do starożytnych mitów mówiących o istnieniu krainy posiadającej zaawansowane urządzenia techniczne, a zamieszkanej przez przodków „rasy panów". Do tego mitu odwoływali się też faszyści włoscy. Autor pisze również o fascynacji faszyzmem, chociaż nie do końca życia, szwedzkiego uczonego i podróżnika Svena Hedina, odkrywcy źródeł Brahmaputry i Indusu, który dotarł również do tocharskiego jeziora Lob–nor.
A także o wyprawie do Tybetu, tuż przed wybuchem II wojny światowej, hitlerowskiej ekspedycji SS, która prowadziła badania antropologiczne wśród Tybetańczyków, szukała źródeł pochodzenia swastyki oraz mitycznego królestwa Szambali, pradawnej buddyjskiej oazy pokoju i szczęścia. Ciekawe są, ale trzeba sklejać je z fragmentów rozsianych w różnych miejscach książki, zawodowe losy autora, bo przez kilka lat pobytu w Azji nie tylko podróżował. Praktykę architekta-projektanta odbywał w znanym japońskim studio. W typowy dla tego kraju sposób, warty zacytowania.
„Pracowałem po 20 godzin dziennie przez 7 dni w tygodniu i nie dostawałem za to ani grosza. A jednak nie żałowałem ani przez chwilę, ponieważ nauczyłem się tam więcej, niż gdziekolwiek indziej." W 2010 roku otrzymał w Chinach doskonałą ofertę pracy w ogromnym przedsiębiorstwie urbanistycznym w Kunmingu. Ale nie przyjął jej, gdy dowiedział się, że pod nowe budowle zburzono tam, wbrew protestom mieszkańców, stare miasto. Podjął ją w 2010 roku w innej, nowo otwartej pracowni w Pekinie koło świątyni Konfucjusza. Od ucieczki z której rozpoczęła się jego relacja z tej podróży opisanej w książce.
Ciekawie pisze autor przy okazji o roli i miejscu niektórych cudzoziemców w Chinach. „O ile zatem zatrudniony obcokrajowiec nie posiada umiejętności rzadkich na lokalnym rynku pracy, o tyle jego funkcje ograniczają się do bycia białym, dobrze opłacanym manekinem." Bo zatrudnianie białych specjalistów ważne jest wśród referencji firmy dla zachodnich partnerów. To jedna z wielu ciekawych informacji i faktów dotyczących współczesnych Chin. A jest ich sporo. Dramatyczne przykłady burzenia starych wsi, miast i ich dzielnic, niekiedy z zabytkami sprzed naszej ery, aby na ich miejscu budować betonowe gmachy i osiedla.
Ale również o świadomym burzeniu zabytków starej architektury ujgurskiej w Kaszgarze w Sinkiangu, aby na jej miejscu postawić centrum handlowo – mieszkaniowe. Sprzedawaniu przez władze ziemi bez wiedzy jej mieszkańców firmom budowlanym. I bezlitosnego tępienia wszelkich prób oporu czy protestów. O niszczeniu środowiska oraz skutkach nadmiernego stosowania środków chemicznych. Z przykładem arbuzów tak „karmionych" pestycydami, że na polach pękały ich skorupy nie nadążające za wzrostem wnętrza owoców.
O nonsensach, np. budowie w pobliżu stolicy tegoż Sinkiangu, cierpiącego na niedobór wody, ogromnego, na powierzchni miliona m², osiedla wypoczynkowego ze... sztuczną rzeką i jeziorem. „Bo to spodoba się ludziom." O niezwykłej gościnności, życzliwości i pomocy ze strony mieszkańców Tybetu i Junnanu, także żyjących na skraju nędzy. A równocześnie o szokujących Europejczyków przesądach i wierze w siły nadprzyrodzone współczesnych Chińczyków, także na wysokich stanowiskach. Np. ustawianiu w nowoczesny biurowcach mebli przez wróżbitów aby zaaranżowana przestrzeń pozwoliła „zachować równowagę z naturą".
Nie brak również opisów zwyczajów szokujących. Np. rozczłonkowywania ciał zmarłych na przyklasztornym cmentarzysku w Tybecie na... karmę dla ptaków. Czy ciekawych faktów z przeszłości szefa nacjonalistycznej partii Kuomintang, później prezydenta Tajwanu, Czang Kaj Szeka (1887-1975). Jeden z jego synów szkolony był w hitlerowskim Wehrmachcie. Drugi, który został po ojcu kolejnym prezydentem tej republiki – wyspy, na, jak pisze autor, „komunistę – sadystę" w Moskwie. Są również informacje o chińskim faszyzmie oraz fascynacji skośnookich faszystów Adolfem Hitlerem i jego „dziełem".
To tylko wybrane przykłady, gdyż jest w tej książce również sporo innych informacji. Np. chyba o już szerzej zapomnianych przygotowaniach do przeprowadzenia w 1936 roku w Barcelonie przez hiszpański lewicowy rząd Olimpiady Ludowej, która miała być konkurencją dla berlińskiej, a do udziału w niej zgłosiło się sporo państw. Nie odbyła się tylko dlatego, że na dwa tygodnie przed jej otwarciem faszysta, gen. Francesco Franco, rozpoczął w kraju wojnę domową.
Przeczytać można również m.in. relację z obchodów Święta Ognia w starożytnym miasteczku Dali w Junnanie. Czy z pobytu w stolicy Tybetu Lhasie i zwiedzania w niej dawnej siedziby dalajlamów – Pałacu Potala i świątyni Dżokang. A także z wycieczki pod Mount Everest z nieoczekiwanymi dla autora komplikacjami. Ciekawych faktów, ocen, opinii i opisów jest więc w tej książce mnóstwo. Tyle, że trzeba wyławiać je z tekstu, co powoduje, że, jak już napisałem na wstępie, nie jest to lektura łatwa. Ale mając tego świadomość, warto chyba po nią sięgnąć.

{gallery}21287{/gallery}

DŻONGŁO. NIECH BĘDZIE JAK CHCE WODA. Adam W. Chałupski. Wydawnictwo Helion – Bezdroża, wyd. I, Gliwice 2015, str. 198. Cena 37 zl. ISBN 978-83-283-1372-9.

Dodatkowe informacje

  • Wydawca: Wydawnictwo Helion – Bezdroża
  • Język: polski
  • Gatunek: literatura podróżnicza
  • ISBN: 978-83-283-1372-9
  • Recenzent: Cezary Rudziński
  • Data recenzji: 2015-06-22
  • Ocena recenzji: 4
  • EAN: 9788328313729

a