poniedziałek, kwiecień 29, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/24593.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/24593
wtorek, 06 wrzesień 2016 00:00

Loket: A w browarze jest zabawa... i uzdrowiskowe pucharki Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Loket: A w browarze jest zabawa... i uzdrowiskowe pucharki Fot. Cezary Rudziński

Niewielkie, zaledwie 3-tysięczne miasteczko Loket (Łokieć, gdyż położone jest na skalistym cyplu omywanym niemal dookoła wodami rzeki Ohrzy, przypominającym ramię zgięte w łokciu) otaczające dominujący nad nim gotycki zamek, jest jedną z historycznych atrakcji zachodniej części Czech.

Odległe około 14 km na zachód od najsłynniejszego czeskiego uzdrowiska Karlowe Wary, było miejscem z którego blisko siedem wieków temu cesarz Karol IV wyruszył na polowanie w okoliczne lasy. Podczas którego odkryte zostały gorące źródła o właściwościach leczniczych, władca polecił więc założyć nad nimi osadę, dając początek przyszłemu europejskiemu kurortowi.
Piękny jest widok tutejszego zamku na wysokiej skale, z wieżami, murami obronnymi i kilkupiętrowymi kazamatami, a także położonego obok niżej miasteczka, zwłaszcza w słoneczne popołudnia, gdy są one oświetlone od zachodu promieniami słońca. W zamku jest ciekawa ekspozycja muzealna, niewielki dziedziniec wewnętrzny oraz ładne widoki z jego wież. W miasteczku natomiast długi rynek z zabytkowymi mieszczańskimi kamienicami, wieloma o bardzo starym rodowodzie. Oczywiście także ratuszem oraz barokową kolumną morową. I na zboczu nieco górującym nad nim barokowym kościołem św. Wacława.

Obok murów obronnych

Ponadto resztkami murów obronnych z dawną, średniowieczną bramą miejską oraz pobliską Czarną Wieżą. Pisałem o nim obszerniej kilka miesięcy temu, po ubiegłorocznym w nim pobycie. Tekst ten jest nadal do przeczytania na naszych stronach. A ponieważ nic się nie zmieniło, co miałem okazję stwierdzić będąc tu ponownie ostatnio, więc nie zamierzam się powtarzać. Po raz pierwszy miałem natomiast okazję poznać kolejną tutejszą atrakcję. Stary browar św. Floriana stojący tuż za mostem nad Ohrzą, przy wjeździe do miasteczka i u stóp zamku. Oddzielony od nich tylko ulicą. Browar ten działa od XIV wieku!

{gallery}24593{/gallery}
Jest na jego terenie średniowieczna studnia, ale również posiada on niewielkie muzeum browarnicze oraz największą w kraju kolekcję czeskich pucharków do picia wody mineralnej. Trochę zaskakującej w miejscowości, która uzdrowiskiem przecież nie jest. Ale przyciągającej turystów, bo jest w niej co oglądać. Magnesem jest również sam browar, a ściślej prowadzona w nim gospoda nie tylko z dobrym piwem i jadłem, ale także programami artystycznymi dla turystów. W starej piwnicy gości wita brodaty kataryniarz w mundurze i czapce c. k. Austrii. Kelnerzy natychmiast podają schłodzone piwo z beczek.

Danie wieczoru: pieczone prosiaki

Ale to tylko przygrywka. Kto chce, a chętnych jest większość, może po niej na chwilę wyjść na dziedziniec browaru i obserwować jak przygotowywane jest główne danie wieczoru: pieczone prosiaki. Otwiera się metalowa klapa pieca i z dołu wyciągane są wielkie brytfanny z gotowymi już, przyrumienionymi świnkami roztaczającymi zapach podniecający apetyt. Krótka „sesja zdjęciowa" zawartości brytfann, a także dzielenia pieczystego przez kelnerów na porcje i kęsy. Wracamy do stołów, na których stoją już koszyki z chlebem oraz talerze z zieleniną.
Nie ma żadnego wydzielania porcji, każdy je ile chce i może, kelnerzy co chwila podsuwają kolejne kąski prosiaków. Równocześnie na niewielkiej przestrzeni wolnej między stolikami rozpoczynają się występy artystyczne. Najpierw dwie dziewczyny w sukniach a la Moulen Rouge sprzed ponad wieku usiłują tańczyć kankana odpowiednio wysoko zadzierając spódnice w jego małomiasteczkowej wersji. Później porywają panów do tańca. Po nich następuje występ, w konwencji wygłupów, „ludowego" duetu. Harmonistka w słomkowym kapelusiku przypominającym balangi podparyskiej, ale i praskiej ferajny sprzed dziesięcioleci, gra i śpiewa.

Jak bal w Sielance na Gnojnej

Ma na sobie białą bluzkę z kwiecistą kamizelką oraz spódnicę w kratę. Jej podobnie przyodziany partner też śpiewa i usiłuje grać na metalowej tarze do bielizny, używanej dosyć powszechnie przed wynalezieniem pralek elektrycznych. Robi miny, paraduje także z bębenkiem zakończonym bardzo długim uchwytem z kukiełką diabła oraz wstążkami na końcu. Trochę to zbyt „ludowe", w rozumieniu „głupi lud wszystko kupi", ale niektórym, także siedzącym obok nas niemieckim turystom, podoba się. Mnie to trochę przeszkadza w delektowaniu się prosiakiem i piwem, idę więc zobaczyć ekspozycje muzealne.
Część piwnicy w której mieści się gospoda zajmują urządzenia nowoczesnej linii produkcyjnej browaru. Przez boczne drzwi, korytarz i schody docieram do jego części muzealnej. Oglądam trochę starych urządzeń oraz manekiny, m.in. za żelazną, kutą kratą bednarza wykonującego w jednej z piwniczek beczkę do piwa oraz innych historycznych pracowników browaru. Idę do muzeum pucharków do wody zdrojowej, aby obejrzeć słynną kolekcję. Wita mnie kolejny manekin, stojąca koło okna dama w eleganckim stroju też sprzed chyba stu lat.

Imponująca kolekcja

W kapeluszu z woalką, parasolką, w koronkowej bluzce i długiej spódnicy do ziemi oraz torebką – woreczkiem. To takie elegantki przyjeżdżały do Karlowych Warów i Mariańskich Łaźni, ale także do Baden Baden czy naszej Krynicy przed I wojną światową. Aby dystyngowanie pić, oczywiście z porcelanowych kubków z długimi ustnikami, wodę przepisaną przez lekarza, Kolekcja tych kubków jest imponująca. W oszklonych szafach oraz w gablotach wiszących na ścianach poddasza i oświetlonych od wewnątrz, są ich setki, może nawet tysiące.
Porcelanowe i ceramiczne, a także szklane, zdobione widokami uzdrowisk, datami – bo przecież „nie wypadało" korzystać z kupionych w poprzednich latach. Zaskakująco dużo różnego rodzaju i wielkości kubków bez ustników do picia, lecz zwyczajnie przez krawędzie. Z uszkami i bez. Są wśród nich o kształcie kobiecych głów, lub kilkulitrowe, emaliowane i złocone. Chociaż ze względu na rozmiary bardziej kojarzące się z nocnikami, niż uzdrowiskowymi pucharkami. Wyjątkowo dużo z datami lat międzywojennych, ale widzę również i z XIX w., zwłaszcza jego drugiej połowy. Na pewno warto było je obejrzeć.

Autor uczestniczył w międzynarodowym wyjeździe prasowym zorganizowanym przez warszawskie przedstawicielstwo Czech Tourism i kraj karlowarski.

a